Ktoś kiedyś powiedział że niewiedza jest błogosławieństwem, ja tak nie uważam. Dzisiejszej nocy stało sie coś czego nie rozumiem i byłbym wdzięczny jeśli by ktoś wyraził swoją opinię.
Bach. Jestem gdzieś, świadomość dobra, pamiętam że przed chwilą miałem serię snów, ale teraz nie pamiętam ich treści. Kurde, co jest. Mgła przed oczami, ledwo widze... czy to jakieś ruiny? hm, dziwne to miejsce*. Zaraz, przecież to sen. Jeżeli to sen, to jest to LD, a jeżeli jest to LD, to jest to i OSPUO. Co by tu robić, skoro nic nie widać. A co mi tam...
- MTJ! - I sie zaczęło. Ledwo skonczyłem mówić ciepły wiaterek pojawił sie za mną i ziuuuu... lece do przodu.
Boże, czyli jednak to prawda. Jestem po za ciałem, i prowadzi mnie moja, totalna jaźń!
Hm, ale zaraz. Miałem do cholery czuć miłość, a on mnie tylko prowadzi jakby spełniał swoją robote bo tak trzeba. Bez uczuć.
Przeleciałem tak około 40 sekund, i wpadłem gdzieś, nie wiem gdzie bo widoczność była równie słaba co poprzednio. Co by tu robić? Zacząłem pocierać nadgarstkiem o podłogie, by sie dostroić, co kolwiek to znaczy. Zacząłem też pocierać lekko oczy i rzeczywiście! Obraz sie poprawił. Ale dalej nie wiem gdzie ja jestem. Stoje przed jakimś budynkiem. Wchodze do środka. Jest średniej wielkości, wszędzie stoją regały a między nimi ścieżki gdzie można przechodzić. Cośjak biblioteka, ale bez książek. Na półkach i obok nich stały... rolety, kartony, płótna jakby do malowania. Co to jest? - myśle.
-
Wojtuś... - ... woła mnie mama!
Gdzieś tu jest, po drugiej stronie półek, czuje że nie może mnie znaleść bo mnie stąd zabierze, a ja musze zbadać to miejsce.
-
Chodź, idziemy, nie bede cie szukać przez cały dzień - no jak bum cyk cyk głos mojej mamy, ale dlaczego mówi do mnie jak do małego dziecka?
Wyszedłem za regał, zza którego dochodził głos, mamy nie było. Dobrze.
Podszedłem w storne wyjścia. Gdzie ten MTJ (o ile to był on) mnie posłał i po co?
Stanąłem i zawołałem jeszcze raz:
- MTJ! -ekhm.. co jest z moim gardłem, jestem bardzo zachrypnięty, nie moge wydac z siebie głosu - Mtj... - szepnąłem i gardło całkiem mi wysiadło. Co jest?
Wkurzyłem się, ale dobra, może tak ma być? Poszedłem dalej w strone wyjścia i tuż obok drzwi był ekran/obraz w ramce, którego wcześniej nie widziałem. W tym momencie czułem że chyba to co nazywa się Wewnętrznym Wskaźnikiem mówi mi że za chwile ktoś mnie zbudzi.
Po obrazie/ekranie zaczyna biegać małe stworzenie, jakby w przestrzeni dwuwymiaroweji biegnie w prawo i biegnie... EJ! to próbuje odciągnąć moją uwagę!
WW mówi że mama wchodzi do pokoju, odrywam się od obrazu i otwieram drzwi.
- WOJTEK! WSTAWAJ! - cofka do ciała ( o ile) i budzi mnie mama.
--
Przypomniałem sobie sen. Śniło mi się że napadłem na obóz nieumarłych (?), a potem biegłem do kolegi sie schronić przed nimi, bo miałem im zapłacić jakiś dług (?!) on mnie pocieszał i zaczął mówić że wie jak to załatwić... później w drzwi zapukała królowa nieumarłych, a kolega otworzył. Wyglądała bardziej jak mroczny elf, a nie nieumarła, zażądała jakiejś kwoty pieniędzy, ja na to że przpraszam i jest mi wstyd, dalej nie pamiętam.
--
* To miejsce (ruiny) było podobne do tego, tylko nie aż takie mroczne:
Czy to było wyjście? Jeżeli tak to dlaczego MTJ nie pokazał mi miłości?