Pokazał się tylko na moment, zadziałał i dał mi dowód na to, że to nie bullshit! Mój tajemniczy fazo-akcelerator. A było to tak.
Sprawami ezoteryczno-rozwojowymi zajmowałam się już od paru lat, miałam spore zaplecze teoretyczne, niewiele konkretnych manifestacji teorii w praktyce.
O LD wiedziałam już od dłuższego czasu, znalazłam chwilę na praktykowanie. Poświęciłam na to jeden dzień. Gdy tylko mi się przypomniało w ciągu dnia, wykonywałam test rzeczywistości.
Jak zwykle położyłam się spać późno w nocy i odpłynęłam szybko w nieświadomość.
Napływały obrazy, które złączyły się w jedną historię. Wędrowałam po sklepie, w którym na półkach brakowało towaru, lub był - zatęchły i spleśniały.
Nagle drogę zastąpił mi duży gruby babsztyl. Przestraszyłam się, ale wpadło mi do głowy, że to może być sen, bo to jakieś nierealne takie... A jeśli to sen, to żadna gruba baba drogi zastąpić mi nie może! I faktycznie. Baba się na wielki brzuch przewróciła i zaczęła unosić do góry jak wielki balon. Patrzyłam chwilę zadowolona z siebie, i wtedy właśnie usłyszałam głos.
Jego dźwięk dochodził jakby z zewnątrz, odczuwałam, że to nie jest ani część snu ani mój twór, w odróżnieniu od sklepu i grubej baby. Był wyraźny i należał do osobnika płci męskiej. Głos powiedział:
- Dobra, dostrajaj się!
W ułamku sekundy sceneria się zmieniła. Nie rozpłynęła się, nie zostałam tam zabrana. Stop-klatka - następna scena.
Wiszę sobie w powietrzu, jest mgliście. Przede mną kilkadziesiąt metrów wieżowiec, unoszę się na wysokości jego dachu. A na dachu postać, męska postać macha do mnie ręką. To on kazał mi się dostrajać, nie mam co do tego wątpliwości.
Niestety był za daleko abym mogła mu się przyjrzeć, więcej też już nie powiedział. Obudziłam się w realu.
I teraz - proszę państwa. Czy ktoś przypomina sobie takie doświadczenie?
Jeśli tak, to proszę o kontakt osoby, która mi pomogła wtedy. Mam taką wewnętrzną pewność, że ta istota jest prawdziwa i że jest gdzieś tam...