Dostrzeżenie promieniowania subtelnego wydaje się być dość pożądaną umiejętnością, zwłaszcza w kręgu sceptyków i początkujących oraz zainteresowanych parapsychologią. Ujrzenie aury daje niekiedy mocne podwaliny i motywację do dalszych ćwiczeń, do pracy nad własnym rozwojem duchowym. Człowiek nagle zobaczy coś, czego wcześniej nie widział i mało kto widzi, a jest i istnieje. Daje to porządnego kopa do dalszej pracy nad sobą.
Nie mam zbyt wielkiego doświadczenia w trenowaniu aury, nigdy się jakoś do tego nie przykładałem, ale z całą stanowczością mogę stwierdzić, że istnieje, gdyż ją niekiedy widzę. Od tak przy okazji. Zwłaszcza po dalekich wypadach, kiedy proces całkowitego zakotwiczenia w ciele trwa trochę, człowiek parę dni dochodzi do siebie. Dosłownie i w przenośni.
Pierwszy raz zobaczyłem aurę, co tu dużo kryć, jakieś 14lat temu, po zażyciu LSD. Oczywiście nikomu nie polecam tego środka, jak i żadnych narkotyków. Skosztowałem popularnie nazywanego narkotyku kwasem w celach nierekreacyjnych, raczej poznawczych. Wiedziałem że jest bardzo niebezpieczny i podszedłem do sprawy niezwykle ostrożnie. Widziałem nie tylko aurę, ale i promieniowanie cieplne bijące z kaloryferów, płynący prąd w kablach elektrycznych schowanych pod tynkiem (!) aurę kwiatków i nie były to tylko haluny wywołane narkotykiem. Była to niesłychanie wyostrzona percepcja i przesuniecie fazy do poza z jednoczesnym uziemieniem w ciele. Coś ale rozczepienie skupienia na dwóch poziomach.
Ale na sucho też da się zaobserwować aurę i to w pełnym rozkwicie. Najprostszy sposób to fazowanie z lekko uchylonymi powiekami o czwartej nad ranem, czyli obemaniakowa medytacja
DS
PS: ktoś z was widział aurę? dymek filetowy, niebieskawą poświatę, jakby rozgrzane, ruszające się powietrze? takie promieniwanie suptelne... lub światło, siwatełka, rozbłyski...