Jestem w jakiejś wiosce, widać że przeszła tędy wichura. Idę. Mam bardzo dobrą widoczność, świadomość i pamięć. Przede mną zawalony od wiatru budynek, pośród gruzu dwóch starców szuka śmieci.
- Patrz jak te wieśniaki kradną – mówi do mnie mężczyzna stojący obok.
Nie obchodzi mnie to jednak i idę dalej. Przechodze obok gruzu i rzeczywiście oprócz śmieci nic w nim nie ma, a staruszkowie w obdartych ubraniach kopią, jakby zaraz mieli znaleźć złoto. Po prawej stoi wysoka ściana budynku. To chyba był kościół. Postanawiam się na nią wspiąć, jednak nie udaje mi się.
Niebo jest bezchmurne, a słońce praży z nieba. Ściągam bluze i ciesze się ze jestem w tak przyjemnym OSPUO.
Jednak do czasu…
MTJ! – Wołam, podniecony.
I zjawia się. Bardziej czuje kobietę niż jak ostatnio – mężczyznę.
Biała poświata krąży naokoło mnie jak duch i zostaje za mną. Wyraźnie czuje kobietę.
- Mogę się odwrócić? – zadaje pytanie.
- Nie. – odpowiada, ani namiętnie ani beznamiętnie.
Lecieliśmy tak chwilę aż zostawiła mnie na cmentarzu.
- Gdzie mnie zabrałaś? Mieliśmy lecieć... tam.*
Cisza. Dobra, idę po tym cmentarzu aż natrafiam na chłopca. Na oko 10-12 latek, blondyn o dużych, szafirowych oczach, w dziwnym i dlatego podobającym mi się ubraniu. Jakby mundur połączony ze smokingiem, w odcieniach czerwono-żółto-czarnych. Na ramionach miał wyszyte żółte krzyżyki (jestem chrześcijaninem, może dlatego ukazał się pod taką postacią).
Uśmiechnął się do mnie i gestem ręki nakazał:
- Chodź za mną.
Szedłem za nim między mogiłami, aż on stanął. Stał przed jednym z granitowych nagrobków, a ja za nim.
- Popatrz tutaj – Znowu nakazał, pokazując palcem nekrolog.
____________________
Wolfgang W.**
19.01.1990 – 17.07.2007***
____________________
Od razu zrozumiałem. Nie wiem czy to jakiś przekaz myślowy, czy mnie po prostu olśniło. To moje wcielenie, a skoro wcielenia odbywają się równocześnie, więc on urodził się i… zmarł w tym samym czasie, kiedy umrę ja.
Zrobiło mi się smutno. Niedowierzałem. Dlaczego? Chciało mi się płakać.
- Można temu zaradzić? – spytałem
Chłopak widząc moje zamartwienie odpowiedział z uśmiechem:
- Oczywiście że jest szansa, wszystko zależy od ciebie.
Ruszył. Nie chciało mi się zadawać więcej pytań więc ruszyłem za nim. I nie wiem co się stało, może on coś zrobił ale nagle przestałem się tym zamartwiać. To było piękne. Później, jak się obudziłem było mi smutno, ale teraz gdy to wszystko przepisuje na komputer znowu, w cale się tym nie przejmuje.
Cóż, umrę to umrę. Kiedyś muszę. Chociaż coś mi i tak mówi, że jeszcze na mnie nie czas.
Szliśmy przez chwilę przez cmentarną aleję aż doszliśmy do dwójki ludzi. Jeden z nich to chłopak podobny do mojego przewodnika, tylko że inaczej ubrany, jakby w albę… szczegółów nie pamiętam. A drugi z nich to mężczyzna, około 50 letni, przy kości, w bawełnianej, zielonej koszulce i chyba dresowych, szarych spodniach.
Zaczęli rozmawiać o mnie, uśmiechać się i pocieszać, po czym ten starszy ruchem ręki stworzył portal. Mały wszedł w niego, a ten starszy za nim. Już niemal zniknęli kiedy ja się na to nie zgodziłem.
Skoro daliście mi taką wiadomość, musicie się zrewanżować – myślałem.
Wyciągnąłem starszego z portalu, a mały wyszedł za nim. Mój przewodnik tym czasem gdzieś znikł i już go nie widziałem.
Obaj popatrzyli na mnie , zdziwieni.
- Musicie mi podać dowód, który pokazał by ludziom że dwa światy naprawdę istnieją.
- Śpieszymy się.
- Proszę, musicie mi to powiedzieć.
- Ale naprawdę musimy już iść. – mały popatrzył na starszego i chyba telepatycznie go poganiał.
Złapałem starszego za ramię, nie ucieknie mi.
- Chcę przekazać innym żeby się nie martwili, powiedzieć że śmierć nie istnieje, żeby wiedzieli że poza światem fizycznym jest też piękny świat astralny.
Zamyślił się.
- No dobrze, powiem ci tak: Kiedy jesteś na jakiejś zabawie i gra orkiestra, słyszysz ją bardzo dobrze. Kiedy się oddalasz, orkiestra nadal gra, ale nie słyszysz jej już tak wyraźnie.
Skinąłem głową, choć zrozumiałem dopiero gdy to zapisywałem.
--
*TAM – Jedno z pierwszych miejsc, do których chcę polecieć w astralu, by spełnić swoje marzenie. Jest to cel natury zdrowotnej, jednak za bardzo intymny bym mógł go ujawnić.
**Wolfgang W. – Nie jestem pewny, ale mógłby to być Wolfgang Weitze… coś koło tego.
Google nie powiedziało mi za dużo na temat tego nazwiska, był tylko jeden, pasujący profil, ale nic tu chyba nie ma poza adresem:
http://www.meinestadt.de/jena/branchenb ... ny/1997638
***2007 – Nie to nie pomyłka, może to trochę dziwne, ale po prostu prawie zawsze myle się co do tego który mamy rok. Przyzwyczaiłem się do 2007, myśle że dlatego podświadomość podpowiedziała mi siódemkę, zamiast ósemkę.
--------------
Ciekawi mnie czy ktoś z was pytał kiedyś MTJ'a o to kiedy skończycie dotychczasowe życie. Tak jak pisałem, nie boję się i nie płacze godzinami. Może dlatego że nie za dużo jest czegoś, za czym bym tęsknił, a może po prostu sam do końca w to nie wierze...
|