Witajcie.
Podczas wczorajszej podróży stała się rzecz niespodziewana. Zostałem przyjęty do Magicznego Uniwersytetu. W skrócie objaśni Wam to fragment zapisu z wyjścia. Więc:
(...) Nagle z boku wychodzi mój ojciec, który w drugim rzucie znowu zmienia się w jakiegoś starszego pana.
Mówi: "Jeśli chcesz poznać odpowiedzi na pytania, które cię dręczą, "leć do komnaty na dachu?/ leć do pokoju pod niebem? (nie pamiętam dokładnej składni wypowiedzi). To przecież takie oczywiste! Komnata pod niebem! (chociaż w tym momencie nie wiem jak to wtedy mogło być takie oczywiste). Wzlatuję w powietrze. Człowiek krzyczy za mną coś o kolorach: "zielony reprezentuje (cośtam) pytania, a fioletowy (cośtam innego)". Chyba celowo miałem nie słyszeć słów, kryjących się pod (cośtam). Wzlatuję więc, wchodzę na dach. Nagle czuję ogromne ciepło, widzę jakiś blask, przenikam dach. JEB.
Jestem w swoim pokoju, siedzę na samym środku i trzymam w ręku gierkę elektroniczną. Spoglądam na ekran. Po jednej stronie znajdują się zielone słupki, a po drugiej fioletowe. Zmieniają swoje położenie. Na fioletowych słupkach widnieją napisy, których nie jestem w stanie odczytać. Staram się ze wszystkich sił naciskać guziki, "rozkminić" gierkę, nie znając na czym polega, nie mając żadnej instrukcji. Nagle widzę w drzwiach mojego ojca, mówiącego: "Tak chcesz uzyskać odpowiedzi na pytania?". Znika. Wiem co mam robić. Kieruję się do dużego pokoju. Jest jakby przemeblowany. Stoi w nim komputer, którego faktycznie nie ma. Na komputerze włączona jest jakaś gra, bijatyka z serii Dragon Ball (nie wiem dlaczego akurat taka, przecież nie jestem fanem). Na ekranie tytułowym widnieje jednak z jednej strony kolor zielony, a z drugiej fioletowy. Co mam zrobić? Zagrać i wygrać? Zapalony zasiadam do komputera. Nagle spostrzegam w drzwiach znów stojącego mojego ojca, mówiącego coś do mnie (znowu nie pamiętam co, ale sens był chyba taki, że nie dam rady, nie mogę, nie to powinienem zrobić). Odwracam się patrząc na monitor. Słyszę głos ojca. Znów patrzę na drzwi, ale ojca nie ma. Za to na ziemi w przejściu drzwi siedzi chyba z piętnaście lalek Dragon Ball i uśmiechają się do mnie. Znowu słyszę głos ojca. Wstaję, rozglądam się, ale nigdzie go nie zauważam. Zapominam całkowicie o grze i o pytaniach. Nagle tata pojawia się, ale w towarzystwie znów jakiegoś pana, ubranego na czarno i w biskupiej czapce. O czymś rozmawiają. Ojciec stoi za mną, a starszy człowiek (znów pytanie - ten sam?) woła mnie do siebie pod drzwi balkonowe. Pyta: "Czy chcesz należeć do Magicznego Uniwersytetu"? "Oczywiście, że chcę!". Ni stąd ni stamtąd w rękach pojawia się indeks mojej uczelni - AGH. Podaję mu go, a on za wszystkimi przedmiotami podbija mi pieczątkę i podpisuje się. Pytam: "Ale ten wpis nie będzie dla nikogo poza mną widoczny"? - "Oczywiście, że nie". Jestem strasznie ucieszony, naładowany wręcz, podniecony do granic możliwości. Z uśmiechem na ustach pytam: "Ale jak mam do ciebie mówić, "proszę księdza"? Uśmiecha się serdecznie i mówi "Może być "proszę księdza" - oddaje mi indeks. Nagle wybucham niekontrolowanym szlochem. Przytulam go, promieniuje tak cholernie pozytywną energią, że nie mogę się powstrzymać. Wtulam się w niego, a on mówi z uśmiechem na ustach : "Płacz, płacz, masz powody"... Wiem, że muszę wracać. W zasadzie nie muszę ale chcę. Czuję delikatne ciągnięcie, JEB, znajduję się w łóżku. Cholerny paraliż. Zakotwiczenie w astralu jak bum cykcyk. Ciało astralne zalane łzami, zwinięty w kulkę szlocham jak mały kotek, czuję łzy jak grochy biegnące po policzkach (teraz też...). Nie wiem, nie mogę się przestawić na zmysły fizyczne. Właściwie to wydaje mi się, że jestem w ciele fizycznym, przecież CZUŁEM powrót. Leżę na łóżku, patrzę na zegarek: 1:36. Wszystko w porządku. Wstaję by zapisać to niesamowite wspomnienie i... zapadam w sen!. Śni mi się, że muszę powiedzieć o całym zajściu przyjacielowi i że szukam go za wszelką cenę. Trwa to jakiś czas, zapewne krótki sądząc po tym, co później się wydarzyło.
Leżę w łóżku, ale policzki mam suche. Nie płakałem - czyli po powrocie byłem jednak w świecie astralnym? Dziwne... Przypominam sobie całe zajście i zaczynam szlochać. Tym razem "na żywo". Jestem jakoś przeładowany miłością, żalem i tęsknotą. Postanawiam włączyć komputer i zapisać zdarzenie, żeby nie umknęło za dużo.
Postanawiam też napisać SMSa do przyjaciela. Spoglądam na komórkę: 1:37... Zatkało mnie.
Mam wiele pytań odnośnie tej eksploracji, ale postanowiłem się skupić tylko na rzeczy najbardziej istotnej.
Czym jest Magiczny Uniwersytet?
Mięliście styczność z takim "tworem"?.
Czego będę się uczył?
Jak prowadzone będą nauki?
Podzielcie się doświadczeniami i teoriami na ten temat.
Pozdrawiam serdecznie.
Wojtek.
_________________
Rzeczy niezwykłe istnieją. To ludzie są zbyt ułomni, żeby je zaakceptować.
Słuchaj mnie na: http://myspace.com/wojtekbajer
|