Odzyskałam świadomość już poza ciałem. Byłam w astralu, w wielopiętrowym ogromnym gmachu, w którym przebywali ludzie zajmujący się rozwijaniem swoich rozmaitych zdolności "parapsychicznych". Ludzie ci byli świadomi, każdy miał swoją energię, swoje "moce", którymi chciał zaimponować innym, pokazać, gromadząc przy tym energię. Było tam poczucie tajemnicy, mroczności, niewyjaśnionych mocy, każdy uważał się za "obdarowanego", niezwykłego. Ponadto było tam sporo mrocznej energii lęków związanych z tymi mocami i niewyjaśnionymi zjawiskami. Obawiałam się, tak, prawdopodobnie właśnie dlatego tu trafiłam - obawiałam się, że zostanę zaatakowana przez negatywną energię (jak ostatnio w życiu) przez kogoś, kto odkrył swoje mozliwości w jakiejś niefizycznej dziedzinie. Było mi tam bardzo nieprzyjemnie, a obecne tam osoby nie wzbudzały mojego zainteresowania. Prezentowane "moce" były bardzo jednostronne, bez zrozumienia większej całości i co najważniejsze BEZ MIŁOŚCI... czyli bez światła. Latali ci ludzie, robili różne dziwne rzeczy w ramach prezentowania "mocy", ale poprzez mój wewnętrzny niepokój skupiałam się na sobie, żeby kontrolować lęk i nie przyciągnąć ataku. Pamietam spotkanie z jakimś "szamanem", bo wyszła sprawa zwierząt mocy - za szklaną szybą nie pojawił się wcale niedźwiedź (jak się spodziewałam), ale groźny lew w którym drzemała moc. Szklana ściana się otworzyła i lew zaczął się zbliżać do mnie (mój lęk wzrósł o 100%), ale nagle przy mnie zmienił się w dzikiego konia i antylopę, które radośnie zaczęły biegać w poczuciu wolności wewnetrznej i pędu... Potem przeszłam na aulę, w której siedzenia były jak w teatrze, czyli wyrastały w górę dookoła miejsca do przemówień. Ciąg dalszy ezoteryków prezentujących siebie:):):). Wystąpiła pani przedstawiająca książki, w których była wewnętrzna rzeczywistość, można było perspektywicznie oglądać miejsca (nic nadwzyczajnego haha). Kolejna osoba wciągała innych w podróże mentalne - wszyscy nagle polecieliśmy w wizji nad pustynią, gdzie były jakieś budynki Majów czy innej podobnej zamierzchłej kultury. Też nie było to jakieś niezwykłe. Wróciłam do holu.
Zobaczyliśmy w pewnym momencie jakąś osobę opętaną przez silną istotę z niskiego astrala. Istota zrobiła sobie "tubę energetyczną" z tej osoby, przez którą miała dostęp do takich miejsc jak to. Było to przerażające - silna skoncentrowana negatywna energia, wszyscy w pobliżu odsunęli się przestraszeni. No i jeden z nich popchnął mnie do przodu tak, że znalazłam się twarzą w twarz z tym opętanym ezoterykiem. Przeraziłam się, ale jednocześnie coś się zrobiło, jakby weszła we mnie jakaś osobowość z Dysku, albo co, trudno powiedzieć - część mojej uwagi zarejestrowała nagłe wniknięcie silnego światła do mnie (wypełniła mnie skoncentrowana lekka świetlista CBMowska energia) i od środka zaczęłam wiedzieć, co powinnam zrobić. W momencie wytworzyłam silne pole energetyczne dookoła mnie, które miało powierzchnię, jakbym znalazła się w balonie energii z powierzchnią. Wyciągnęłam ręce przed siebie i przede mną ta powierzchnia wysunęła się do przodu dotykając tej istoty w środku a przenikając przez osobnika. Zaczęłam odprawiać egzorcyzm (!!!ja jako egzorcysta???). Wymagało to ode mnie pełnej koncentracji i braku innych myśli i emocji, gdyż przy każdym odczuciu lęku powierzchnia cofała się i zaczynała się rwać (qrcze, ale tak naprawdę cholernie się bałam). Na szczęście to światło było niesamowite, spoza tego miejsca - poprzez modlitwę łączyłam się z nim. Powtarzałam coś w stylu: "W imie Ojca, Syna, Ducha Świętego opuść to ciało" - z tym, że na "Ducha" następował przepływ energii przeze mnie. Zaczęłam napierać tą powierzchnią przed rękami aż wypchnęłam istotę z ciała astralnego tego człowieka. Od razu wywaliło ją stamtąd do właściwego jej poziomu.
Następnie, jak już raz poczułam to światło w sobie, od razu chciałam polecieć do moich Opiekunów. Lecę w górę, przepycham się przez wąskie tunele i ... nic. Zaświtało mi w głowie, że jestem w niewłaściwym ciele niefizycznym, pewnie astralnym. Wtedy moi Opiekunowie zafundowali mi coś miłego - jakby moja świadomość coś zauważyła - zapadłam się z sobie jak w medytacji, znieruchomiałam i inna leciutka część mnie powoli odwróciła się do góry i spojrzała... Nade mną były piękne złociste istoty, świecące mocno złotym światłem... WOW! Zaraz jednak połączyłam się znów z ciałem astralnym i znów nic nie widziałam, ale wiedziałam, że są przy mnie cały czas!!!!
Potem przyszła do mnie myśl, żeby poszukać Darka Sugiera:). Wyrwało mnie w ciemność, popędziłam i dostrajałam się do jakiegoś obszaru. Super miejsce, taki Park, centrum. W pierwszej chwili nie potrafiłam określić jakie to centrum - byli tam ludzie zajęci różnymi zadaniami. Jaka energia - jak u rodziny, wśród najlepszych przyjaciół, żadnych pomroczności i grozy, tajemnych mocy! Leciutko i świetliście w porównaniu z poprzednim miejscem, no i CBM - ludzie życzliwi, radośni, przyjacielscy - lekkość. Rozejrzałam się uważniej - ludzie zgłębiali tu wiedzę - jedne oglądał historię powstania życia na ziemi na ekranie, inni zgłebiali inne dziedziny - Centrum Kształcenia, jak u Moena! Pomyślałam: tu musi gdzieś być Moen, byłam pewna, że go zaraz zobaczę (!), ale go nie było. Za to zwróciłam na siebie uwagę jakiegoś faceta - podszedł do mnie i zaczął mówić po szwedzku! Nic nie rozumiałam wsłuchując się w melodię tego języka. W końcu zauważył i zaczął mówić po angielsku:). Opowiedział mi historię, jak go kiedyś przyjaciele wrobili w najgorszy interes jego życia. Przywiózł do Rosji ileś tam ton ryb ze Szwecji, a tam rynek był zapełniony rosyjskimi tanimi rybkami i nie mógł ich sprzedać - totalna klapa hahaha.
Zaraz po tej krótkiej rozmowie otwieram drzwi od tamtego pokoju, a tam Darek Sugier! Uchachany przewraca się na podłogę:). Mówię, "Ty to pijany jesteś". Na to Dareczek: "tak, tak pijany" i cieszy się jeszcze bardziej, normalnie w ekstazie z radości i od tej radochy i szczęścia się tak zatacza:). hahahahaha.
Na tym zakończyłam doświadczenie - tyle miałam do zapamiętania, że bałam się że mi powycina pamięć.
_________________
*** wewnętrzne światło ***
|