Nie wiem, czy tytuł oddaje prawdę, ale inaczej nie umiem tego w skrócie nazwać.
Wydarzenia dzisiejszej nocy mieszają mi się kolejnością w głowie. Są zupełnie dziwne, aczkowiek w pewnien sposób podpadają pod działaność strażników. Jednak strażnicy zazwyczaj chcą, żebyś spał, a to coś spać mi nie dawało- jak sądzę, ale nie wiem czy to ma związek rzeczywiście z chwilową bezsennością. Właściwie nie wiem jak mam do tego podejść, ale może zacznę od początku.
Położyłam się po 21 i powtarzałam afirmację - budzę się po każdym śnie i pamiętam go. Od czasu do czasu, jeśli to ma jakieś znaczenie, myślami wracałam do eksperymentu mentalnego, który chcemy przeprowadzić we wtorek (dziś) na temat Białych Mistrzów. Powtarzając afirmację zasnęłam, próbując nie myśleć już o niczym innym. Obudziłam się o 23:59, poszłam do toalety, wróciłam i spisałam sen (raczej zlepek myśli, które układały się w niewraźne obrazy) - zajęło to z 10 minut. Położłam się na drugim boku, bo prawy już się zmęczył i chciałam zasnąć jak zwykle, oczekując, że ocknę się w Poza. A tu znok - kręcę się, wiercę, układam, a snu nie ma. Zapamiętałam tylko krótkie utraty świadomości. W końcu się wkurzyłam, wstałam i zerkłam na zegarek, który trzymam w zamknięty w szafce. Była 1:20. Nie no - pomyśałam - znów się nie wyśpię a o 5 trzeba wstać. I znów wierce się, kręcę, ale tym razem zaczęło mi coś nie pasować. Może ja jestem w Poza - zajarzyłam i zwlekłam się z łóżka. Było ciemno, prawie nic nie widziałam i czułam się, jakbym była jakimś lunatykiem zmutowanym z zombi - ciężkość, ciemność i niewraźny obraz tak wewnątrz jak i na dworze. Próbowałam coś z tym zrobić, ale tylko mnie cofnęło i znów byłam w ciele. No to ziuuu spowrotem. I znów to samo - ciemność, ciężkość i uczucie jakbym wpadła przed chwilą pod ciężarówkę lub walec. Najgorsza faza jaką widziałam. I znów w ciele. Zmęczona postanowiam zasnąć, ale nic z tego. Znów się kręciłam. Od czasu do czasu na wpółświadomie byłam w Poza. I tutaj wypadki wydają mi się zupełnie chaotyczne, bo nie wiem jak do nich doszło. Otóż szamoczę się z czymś co wyglada jak wściekły wytarmoszony i skudłaczony kot perski. Złapałam to coś w obie dłonie i zaczęłam skręcać jak pusty papierek po cukierku, na siłę aż się całkiem skręci i zdechnie. W tym momencie zasnęłam, po czym ocknęłam się w ciele i wstałam. Faza była znacznie lepsza niż poprzednie, było jasno, więc postanowiłam zejść po ścianie na podwórze. Niebo błękitne z szarobiałmi barankami - po prostu fajnie. Reszta zdarzeń nie ważna. Gdzieś tam potem znów straciałam świadomość. Ocknęłam się zapamiętałam zdarzenia i zasnęłam. Aż obudził mnie zegarek o 5.
Rano przypomniałam sobie, że już kiedyś spotkałam podobnego wściekłego kota we śnie i chyba też wtedy postąpiłam z nim tak samo - skręciam go, aż padł. I może warto wspomnieć również o incydencie, kiedy to starałam się medytować i na skraju jawy i snu skoczy na mnie kot (wygądał jednak inaczej) i wyrwał mnie tym samym z błogiego stanu, bo mnie przestraszył i już nie mogłam się skupić.
I teraz tak sobie myślę. Co to za cholerstwo jest, bo na strażnika to chyba tylko częściowo wgląda. Nie za bardzo umiem to zaklasyfikować, dlatego ten dział wbrałam.
Nadmienię jeszcze, że kiedyś zdażyło mi się, iż przez pół nocy nie spałam, ale to był tylko taki sen i się wyspałam i nie spotkałam wtedy tego badziwnego "kota".
Może ktoś się spotkał z "larwą bezsenności", jak to coś nazwałam bo inaczej to nie umiem nazwać?
_________________
ciekawość to pierwszy stopień do... wiedzy
cokolwiek powiem w jakiejkolwiek sprawie, będzie to zawsze jedynie czubek góry lodowej
Odwaga w Poza to Tarcza, a Miłość do Wszechrzeczy to Miecz, który unicestwia Przeciwności.
|