Kontakt z MTJ cz.III
Proszę mi wybaczyć, że tak piszę ciurkiem post pod postem, chyba się tak nierobi, ale chcę to zmieścić w odcinkach by lepiej się czytało:D
OK
Lecim z tym koksem
Czyli drugi sposób na odnowienie więzi i poczucie w Astralu siły MTJ:
Metodę tą stosowałem na samym początku swoich podniebnych wojaży i podpatrzyłem ją u kogoś innego. Zgadnijcie od koga zmałpowałem? Oczywiście, że od... niechaj powstanę, gdy wypowiadam imię jego: Robercik Bob Monroe, Papa OBE Nautów! Całuski w niebo ślę:-) To był Gościu, to znaczy nadal jest, tyle że zdecydowanie więcej niż ciało fizyczne...hehehe, ale do metody:
Troszkę ją zmodyfikowałem pod siebie i z dobrymi wynikami stosowałem jakiś czas. Robiłem tak:
Nie zwracając uwagi, gdzie wylądowałem i na jaką fazę trafiłem, czy płytką, czy też głęboką, czy dostrojenie było debest, czy też ulotne i mgliste, natychmiast siadałem w kucki, opierałem dłonie o podłogę i mówiłem, normalnie na głos:
„Niech moją eksterioryzacją pokieruję Moja Totalna Jaźń!!!”
Wyzwalałem przy tym szczere emocje pragnienia oddania steru w ręce wyższej, kochającej mnie sile. Myśl, która kryła się za tymi słowami, brzmiała mniej więcej tak: ...no dawaj, dawaj, prowadź, lecimy gdzie wskażesz, szybko, szkoda czasu bo zaraz faza może się skończyć. Jesteś już? Błagam przyjdź! Nie zostawiaj mnie! Nie wiem o co tu chodzi! Nie znam tego środowiska, prowadź. Proszę!... - Po prostu: silny, emocjonalny sygnał.
Wyostrzałem jednocześnie zmysły, jakbym wypatrywał kogoś, ale nie tylko oczami, lecz całym sobą. Otwierałem się na maksa, ufnie jak dziecko. Coś, jakbyś czekał, że na 100% zjawi się za chwilkę twój najlepszy przyjaciel. Z reguły, przy szóstym-ósmym powtórzeniu regułki, zjawiała się siła. Normalnie ktoś niewidoczny, o wybitnie ciepłych wibracjach, wyłaził ze siany, brał mnie pod łokieć i wio-lecieliśmy.
Czułem ciepłe, przyjazne wibracje kogoś niezmiernie kochającego mnie i stojącego z tyłu lub z boku i zaczynała się konkretna jazda. Albo leciałem hen przed siebie z pchającym mnie wiatrem w plecy, albo brano mnie pod ramię, szedłem chwilkę tupu-tupu i pokazywano coś, wykluwano mnie z drugiego ciała poprzez wypychanie na siłę w przód, coś wszczepiano, najczęściej były to, lekko parzące kule świetlne, przed nos podsuwano mi obrazy na przewijającej się klisz filmowej itd. Ale było i tak, że wlatywałem w czerń i po chwili zrywałem się z holu lądując w ciele fizycznym i całe doznanie kończyło się skuchą. No to ja ognia: odbijałem i jeszcze raz, a jak nie poszło, to znowu, aż do skutku. Z istnym uporem maniaka, starałem się dostać to, czego chciałem...
MTJ, Brachu mój: - gdy se uświadomię, jak ja Ci tyłek zawracam. Boże kochany, ależ masz cierpliwość do mnie, istnie anielską...
PS:
w skrócie: wychodzisz, klękasz i drzesz się w niebogłosy póki nie przyjdzie ukochany MTJ-cik
DS-mały, ufny dzieciaczek
(nawet chyba on pisał ten post, bo składnia jakaś-taka nastoletnia hehehe)