Powyżej MTJta - Otchłań Nicości
Chyba też po raz kolejny coś w tej dziedzinie mi się udało, otóż wygląda na to że MTJ to nie jest najwyższe pole wibracji do jakiego można się dostroić będąc człowiekiem. Wygląda na to że istnieje 8 wymiar(zakładając że MTJ to 7) w którym człowiek zostaje zdezintegrowany i przestaje istnieć, ale co najdziwniejsze stamtąd się wraca
Historia będzie dość długa więc proszę o wybaczenie i cierpliwość
Wszystko zaczęło się z kilka miesięcy temu jak zwykle chciałem dotrzeć w jedno miejsce a trafiłem w drugie.
Zajmując się moim najbardziej obsesyjnym zagadnieniem tj. Czy Castaneda pisał prawdę że po śmierci przestajemy istnieć, doszedłem do wniosku że najwięcej w tej kwestii musi wiedzieć MTJ.
Postanowiłem więc po latach znowu odwiedzić MTJota tym razem w bardzo bojowym nastroju
Pierwsza próba zakończyła się bardzo szybko, gdzieś w okolicach powłoki mentalnej MTJ raczył mi powiedzieć że: "nie mogę do niego dotrzeć bo zepsułbym wtedy cały eksperyment"
Oczywiście taka odpowiedz tylko mnie rozsierdziła, postanowiłem się zabrać do sprawy tak jak lubię najbardziej, fanatycznie i na chama
Przez około 2 tygodnie przeprowadziłem mniej więcej 30 nieudanych lotów do MTJta. Wszystkie kończyły się albo tym że po zamknięciu i wyrażeniu intencji nie działo się nic, albo zostałem wyrzucany w jakieś losowe miejsca.
Wreszcie pogodziłem się z faktem że takim sposobem niczego nie uzyskam, będąc w astralu wpadłem na genialny, podstępny pomysł. Rozpłakałem się i zacząłem wołać że muszę się do niego dostać bo potrzebuję miłości!
MTJ przesłał mi solidną dawkę czystej bezwarunkowej miłości że aż zmiotła mnie do ciała fizycznego
Zdesperowany postanowiłem użyć ostatniej znanej mi metody, odzyskałem we śnie świadomość zamknąłem się wyraziłem intencję i wymusiłem przesunięcie korzystając z siły woli ciała fizycznego. Przesunięcie było niezwykle gwałtowne, po ułamku sekundy rozbiłem się o wewnętrzną ścianę czegoś co wyglądało jak gigantyczny balon białej energii, znów coś poszło nie tak, gdy wydostałem się w końcu z tego balona znalazłem się na jakiejś dziwacznej planecie która miała kilkanaście szarych księżyców
Totalne zgubienie drogi, gdzie MTJ a gdzie jakaś planeta..
Czując już smak porażki w ustach zabrałem się do tego jeszcze bardziej radykalnie. Zacząłem gromadzić wewnętrzną ciszę i energię. Trwało to ponad miesiąc. W trakcie tego okresu gdzieś po 3-4 tygodniach naszedł mnie bardzo dziwaczny pomysł. Ponieważ bardzo dużo czasu spędzałem w wewnętrznej ciszy mój umysł nie zdążył powiedzieć mi jak głupi i absurdalny jest ów pomysł.
Wyszedłem na łąkę gdzie upewniłem się że nikogo nie ma i zacząłem krzyczeć: Oddaję swoje sny dla ducha! Niech duch kieruje moimi snami!
Gdy już się zdrowo wywrzeszczałem wróciłem do domu kontynuując ciszę. Na efekty nie trzeba było długo czekać moje sny momentalnie zdziczały
Zaczęło być zero LDeków za to co noc działo się coś w powłoce przyczynowej aż wreszcie niepozornie zaczęło się coś całkowicie nowego. Opisy będą żałosne bo pomimo iż całkiem dokładnie wszystko pamiętam to naprawdę trudno jest napisać o tym cokolwiek sensownego
Pierwszy sen "nowej generacji" wyglądał tak że zobaczyłem przestrzeń gigantyczną czarną a przed nią coś co wyglądało jak szare kawałki mgły i mglistych włókien.
Kolejnej nocy śniła mi się znów nieskończona czarna przestrzeń z małymi biało-szarymi fragmentami mgły, ja byłem też fragmentem takiej mgły i rozciągałem się w nieskończoność przez tą przestrzeń.
Trzeciego dnia śniło mi się że jestem znów tą białą mgłą, ale tym razem byłem tylko tą białą mgłą, byłem tylko ciepłą energią, nie posiadałem kształtu, rozmiaru, uczuć, woli, mimo że zabrzmi to absurdalnie nie posiadałem świadomości.
Jako ta biała mgła-uczucie rozpłynąłem się w tej czarnej nieskończonej przestrzeni i przestałem w ogóle istnieć.
Znów będzie trącić absurdem ale pomimo że nie było tam czasu wydawało mi się że trwało to tylko chwile i jakaś nieznana siła zaczęła sprawiać że malutkie iskierki tej białej mgły która była mną zaczęły znów gromadzić się z tej otchłani ku sobie aż odzyskałem to uczucie bycia ciepłą białą energią.
Będąc wtedy dalej bezwolny i obojętny, obserwowałem znów jak jakaś nieznana siła sprawia że płynę przez przestrzeń. Płynąłem tak aż wpłynąłem do ciała fizycznego.
Tutaj znów następny absurd. Początkowo byłem tylko tą mgłą która odczuwała jakieś dziwne sensacje, stopniowo coraz mniej byłem mgłą a coraz bardziej ciałem fizycznym które odczuwało napływ białej ciepłej przyjemnej energii.
Po wszystkim minęły ze 3 dni i nic zbytni się nie działo, trzeciego dnia poczułem że jestem niesamowicie rozdrażniony bez powodu, po przebadaniu sprawy okazało się że moje biedne ego znowu solidnie oberwało przy tym doświadczeniu
Wracając od MTJota człowiek też zmienia się w jasny pył, takie kryształki, lub w paski i jest zwijany gdy wraca w kierunku ciała fizycznego, ale tam się ma świadomość, świadomość tego co się dzieje i tego że jest się "czymś". Biała mgła-energia jest stanem bez świadomości! Będąc u MTJota, czując się MTJotem jest się w ekstazie, "jest się" coś się czuje, będąc tą mgłą jest się substancją nie posiadającą świadomości ani woli.
Rozwala to wszystkie moje mapy i wszelki sens tzw rozwoju
Będąc fizycznie mam ochotę na solidną przerwę, jednak gdy tylko zasnę to ciągle mi mało
I left my body laying somewhere In the sands of time
I watched the world float to the dark side of the moon
I feel there is nothing I can do