W pogoni za moją mityczną planetą Boleaną, postanowiłem wreszcie spotkać jakichś jej mieszkańców, bo coś musi żyć na tak wielkiej planecie pomyślałem.
Odzyskałem świadomość i przywołałem mojego przyjaciela, jednak nic się nie działo, zapytałem jesteś tutaj? i wtedy cały sen rozbłysł jasnym światłem co stanowiło potwierdzenie.
Wygląda na to że podróż na Boleanę jest bezpieczna i nie wymaga asysty więc podróżowałem sam.
Intencja, wyskok w górę i obrót, i poczułem że robię to na siłę
Zatrzymałem się zapadłem delikatnie w czerń i przywołałem obraz Boleany i natychmiast się tam znalazłem. Nie mogłem jednak jak mi się wydawało dostroić się do miejsca, było ciemno i wydawało mi się że jestem w wodzie. Gdy chciałem dotknąć ręką podłoża to czułem coś jak miękki muł. Szkoda że mój przyjaciel nie jest bardziej rozmowny pomyślałem i zacząłem się rozglądać w ciemnościach. Zobaczyłem nad sobą jakieś światła, więc udałem się za nimi. Okazało się że wypłynąłem z jeziora lub czegoś podobnego(nie ma to jak dobrze wylądować). Obok jeziora były zabudowania i takie wielkie gdzieś 40-50 metrowe zielone drzewa. Było Ciemno a na tych drzewach zawieszone były wielkie świecące na żółto kule.
Udałem się do tych zabudowań i napotkałem tam ludzi, nie mniej jednak gdy się w nich wpatrywałem pokrywał ich zielony kolor.
[Ten zielony kolor to niestety moje obecne maksimum postrzegania energii w takich sytuacjach, oznacza on tylko że patrzę na obcą nieludzką formę energii. Nie tak dawno mój przyjaciel na swój sposób wyjaśnił mi że nieludzie gdy pojawiają się na ziemi są przez ludzi postrzegani jako ludzie! Idąc tym tropem dochodzę do wniosku że moje światy równoległe ludzi z dużym prawdopodobieństwem nie są zamieszkiwane przez ludzi, a to że postrzegam ich jako ludzi wynika tylko z faktu braku umiejętności. ]
Udało mi się nawiązać rozmowę z pierwszą lepszą kobietą, zapytałem ją czy wyglądam tak jak oni
Odpowiedziała że nie że wyglądam całkowicie obco po czym mnie zignorowała i poszła dalej. Przechadzając się po tj osadzie zauważyłem że najbardziej rozmowne są dzieci. Wypytałem jednego i ten opowiedział mi że ich planetę zamieszkują rodowi Boleanie, ludzie oraz hasserowie. Kim są hasserowie zapytałem ? popatrzał na mnie jak na wariata i zignorował wracając do zabawy z innymi dziećmi.
Poprzyglądałem się jeszcze trochę mieszkańcom którzy byli mili ale jednocześnie całkowicie zajęci swoimi sprawami. Tym zachowaniem bardzo przypominali mi ludzi ale jednocześnie byli bardziej neutralni, spokojni i wyluzowani od nas.
Ciekawy jestem jak naprawdę wyglądają
I took a walk around the world to ease my troubled mind
I left my body laying somewhere In the sands of time
I watched the world float to the dark side of the moon
I feel there is nothing I can do