Bursztynowy Brzeg
To początek. Jak się spodoba, to będę wklejać dalsze odcinki Jak na razie jest ich dziesięć, ale myślę, że powstanie od 80-100.
Ozdobione morską pianą fale uderzały od czasu do czasu o znajdujące się na piaszczystym brzegu kamienie, zostawiając po sobie ślad w postaci małych, aczkolwiek nadzwyczaj uroczych rudo-brązowych bursztynów. Każdego ranka przychodzili na plażę ludzie i zbierali ten cudny dar morza. Spoglądali na błękitną, zieloną, bądź czarną wodę, która wraz ze zmianą barwy zmieniała również swą prędkość, budząc różnorodne uczucia – od romantycznego zachwytu, do strachu i niepokoju…
Morze było częścią ich życia. Dzięki niemu ich dzielnica dobrze się rozwijała, a nawet wzięła swą romantyczną nazwę – Bursztynowy Brzeg. Oprócz korzyści ten niezwykły dar natury dawał im również powody do zmartwień i cierpienia.
Ich przyczyną był piracki okręt „Krwawa Muszla”. Jego załoga toczyła wojnę z królem Hiszpanii Ludvikiem ve Gerse de Volle, który chciał się uporać z tym, że rozbójnicy od wielu wieków nękali osoby pływające po jego statkach. Niestety nie przyniosło mu to korzyści, gdyż piraci przerzucili się z marynarki wojennej na ludzi cywilnych, niszcząc piękne zabytkowe miasteczka i zabijając niewinne ofiary…
Ludvik jednak nie poddawał się. Wierzył w to, że kiedyś nastaną czasy, w których pokona swego największego wroga.
Wróćmy jednak myślami do cudnego, morskiego krajobrazu. W pobliżu piaszczystej plaży znajdowała się wysoka góra, a niej cudny, barokowy pałac, należący do króla Hiszpanii. Był pełen przepychu, złoceń, grubych aniołków i malowanych kokard. Obok znajdowała się katedra, zbudowana w tym samym stylu. Zwykli ludzie nie mieli jednak do niej dostępu. Modliła się w niej jedynie rodzina królewska.
W tejże chwili właśnie trwało nabożeństwo. W katedrze zebrała się cała rodzina królewska, do której należeli Król Ludvik, jego żona Angelica, córka Cornelita, syn Jose Alberto i jego żona Ariadna. Oprócz nich do tej wspaniałej i wielkiej świątyni, ozdobionej milionem barokowych rzeźb, z których każda coś symbolizowała - przeważnie głód, śmierć i strach przed Bogiem - miały dostęp tylko damy dworu, doradcy króla i kasztelan. Służba modliła się w małej, skromnej kapliczce, znajdującej się w podziemiach olbrzymiego pałacu.
Kazanie wygłaszane było przez biskupa Antoniego, który był autorytetem dla całego kraju. Każdy mieszkaniec Hiszpanii musiał zgadzać się z jego poglądami, a jakikolwiek sprzeciw był uznawany za herezję i surowo karany.
No niestety, tak to jest w naszej historii, że epoki dzieliły się na przemian na bardziej i mniej inteligentne. Po zacofanym średniowieczu, przyszedł czas na renesans, w którym ludzie zwrócili uwagę na rolę człowieka na świecie. Swą wiedzę czerpali nie tylko na Biblii, ale również na dokonaniach starożytnych.
W XVII wieku jednak ludzie nękani przez liczne wojny i zarazy, z powrotem zwrócili się do Boga, ślepo wierząc w manipulację księży – świętoszków.
Biskup Antoni był człowiekiem bardzo majętnym, mieszkającym w prześlicznym pałacu. Nikt jednak nie miał prawa głośno, bądź cicho oceniać jego bogactwa. Jedyne słuszne przymiotniki, którymi można było go określić to: święty i mądry.
Dlatego rodzina królewska dostąpiła zaszczytu cotygodniowego słuchania jego długich, i jakże pouczających kazań.
- Grzeszycie – powiadał – Cały czas grzeszycie. Bóg nie może tego już dłużej znieść i dlatego zesłał na was tych okropnych piratów. Ale to nic w porównaniu z tym, co czeka was po śmierci. Pochłonie was ogień piekielny. Owszem. Mówię to o tobie, tobie i tobie. – W tym miejscu pokazywał po kolei palcami na doradców króla i damy dworu. W pewnym miejscu zatrzymał wzrok na jednej z nich, wyróżniającej się zdecydowanie zbyt dużą wagą ciała. Pulchność w owych czasach była modna, ale przesada nigdy nikomu się nie podobała.
- O tobie też to mówię – rzekł. – Już jutro nie będziesz straszyć nas tym swoim okropnym cielskiem – bo jak inaczej to nazwać można? Pochłonie cię ogień piekielny i już nigdy cię nie zobaczymy!
Słysząc to, kobieta zarumieniła się ze wstydu i zadrżała.
- Wstydź się, wstydź, bo masz, czego – kontynuował biskup. – Obżarstwo to jeden z najgorszych grzechów.
Nagle usłyszał cichy chichot dochodzący z końca sali. Twarze wszystkich zgromadzonych odwróciły się i przyjrzały roześmianej twarzy królewny Cornelity.
- Jak śmiesz naśmiewać się ze Słowa Bożego? – skarcił ją zdenerwowany biskup Antoni. – Bóg przygotuje dla ciebie szczególną karę. Czekaj tylko, jak szatan rozerwie cię na strzępy!
- Wybacz mi ojcze, opuszczę na chwilę świątynię i przemówię tej pannicy do rozsądku – rzekł król.
Gest ręki biskupa wskazywał na to, że ten wyraził zgodę.
Chwilę później król Ludvik i jego córka Cornelita znaleźli się na zewnątrz. Stanęli przy niedużym murku, z którego doskonale widać było błękitne tego dnia Morze Śródziemne.
- Jak śmiałaś przynieść mi taki wstyd? – krzyczał zdenerwowany król – Za to grozi kara śmierci! Uchronię cię przed nią tylko dlatego, że jesteś moją córką, ale jak tak dalej pójdzie, będę zmuszony cię zabić.
- I co z tego? – odpowiedz córki była dla Ludvika prawdziwym szokiem. – Czy ty nie widzisz, że te kazania są żałosne? Jak można mówić hrabinie Mondererti, że jest obrzydliwie gruba?
- Biskup Antoni jest bardzo mądrym człowiekiem i zawsze ma rację – stwierdził król. – Doskonale potrafi rozróżnić, kto ma kontakty z diabłem. Hrabinę jutro zwolnię.
- Czyli piraci to demony, które są karą za nasze grzechy? – spytała królewna.
- Owszem – potwierdził król.
Królewna spojrzała na morze. Zobaczyła, jak w oddali porusza się statek, ledwo widoczny przez ciemną mgłę. Westchnęła. Miała jeszcze wiele do powiedzenia. Nie chciała jednak kłócić się z ojcem.
- Wracajmy do katedry. Masz przeprosić księdza – rozkazał Ludvik.
- O nie! – zaprotestowała księżniczka.
- Zrobisz tak jak, ci każę, inaczej pożałujesz
Po tych słowach król chwycił córkę za rękę i siłą zaprowadził ją na Mszę Świętą.
Ozdobione morską pianą fale uderzały od czasu do czasu o znajdujące się na piaszczystym brzegu kamienie, zostawiając po sobie ślad w postaci małych, aczkolwiek nadzwyczaj uroczych rudo-brązowych bursztynów. Każdego ranka przychodzili na plażę ludzie i zbierali ten cudny dar morza. Spoglądali na błękitną, zieloną, bądź czarną wodę, która wraz ze zmianą barwy zmieniała również swą prędkość, budząc różnorodne uczucia – od romantycznego zachwytu, do strachu i niepokoju…
Morze było częścią ich życia. Dzięki niemu ich dzielnica dobrze się rozwijała, a nawet wzięła swą romantyczną nazwę – Bursztynowy Brzeg. Oprócz korzyści ten niezwykły dar natury dawał im również powody do zmartwień i cierpienia.
Ich przyczyną był piracki okręt „Krwawa Muszla”. Jego załoga toczyła wojnę z królem Hiszpanii Ludvikiem ve Gerse de Volle, który chciał się uporać z tym, że rozbójnicy od wielu wieków nękali osoby pływające po jego statkach. Niestety nie przyniosło mu to korzyści, gdyż piraci przerzucili się z marynarki wojennej na ludzi cywilnych, niszcząc piękne zabytkowe miasteczka i zabijając niewinne ofiary…
Ludvik jednak nie poddawał się. Wierzył w to, że kiedyś nastaną czasy, w których pokona swego największego wroga.
Wróćmy jednak myślami do cudnego, morskiego krajobrazu. W pobliżu piaszczystej plaży znajdowała się wysoka góra, a niej cudny, barokowy pałac, należący do króla Hiszpanii. Był pełen przepychu, złoceń, grubych aniołków i malowanych kokard. Obok znajdowała się katedra, zbudowana w tym samym stylu. Zwykli ludzie nie mieli jednak do niej dostępu. Modliła się w niej jedynie rodzina królewska.
W tejże chwili właśnie trwało nabożeństwo. W katedrze zebrała się cała rodzina królewska, do której należeli Król Ludvik, jego żona Angelica, córka Cornelita, syn Jose Alberto i jego żona Ariadna. Oprócz nich do tej wspaniałej i wielkiej świątyni, ozdobionej milionem barokowych rzeźb, z których każda coś symbolizowała - przeważnie głód, śmierć i strach przed Bogiem - miały dostęp tylko damy dworu, doradcy króla i kasztelan. Służba modliła się w małej, skromnej kapliczce, znajdującej się w podziemiach olbrzymiego pałacu.
Kazanie wygłaszane było przez biskupa Antoniego, który był autorytetem dla całego kraju. Każdy mieszkaniec Hiszpanii musiał zgadzać się z jego poglądami, a jakikolwiek sprzeciw był uznawany za herezję i surowo karany.
No niestety, tak to jest w naszej historii, że epoki dzieliły się na przemian na bardziej i mniej inteligentne. Po zacofanym średniowieczu, przyszedł czas na renesans, w którym ludzie zwrócili uwagę na rolę człowieka na świecie. Swą wiedzę czerpali nie tylko na Biblii, ale również na dokonaniach starożytnych.
W XVII wieku jednak ludzie nękani przez liczne wojny i zarazy, z powrotem zwrócili się do Boga, ślepo wierząc w manipulację księży – świętoszków.
Biskup Antoni był człowiekiem bardzo majętnym, mieszkającym w prześlicznym pałacu. Nikt jednak nie miał prawa głośno, bądź cicho oceniać jego bogactwa. Jedyne słuszne przymiotniki, którymi można było go określić to: święty i mądry.
Dlatego rodzina królewska dostąpiła zaszczytu cotygodniowego słuchania jego długich, i jakże pouczających kazań.
- Grzeszycie – powiadał – Cały czas grzeszycie. Bóg nie może tego już dłużej znieść i dlatego zesłał na was tych okropnych piratów. Ale to nic w porównaniu z tym, co czeka was po śmierci. Pochłonie was ogień piekielny. Owszem. Mówię to o tobie, tobie i tobie. – W tym miejscu pokazywał po kolei palcami na doradców króla i damy dworu. W pewnym miejscu zatrzymał wzrok na jednej z nich, wyróżniającej się zdecydowanie zbyt dużą wagą ciała. Pulchność w owych czasach była modna, ale przesada nigdy nikomu się nie podobała.
- O tobie też to mówię – rzekł. – Już jutro nie będziesz straszyć nas tym swoim okropnym cielskiem – bo jak inaczej to nazwać można? Pochłonie cię ogień piekielny i już nigdy cię nie zobaczymy!
Słysząc to, kobieta zarumieniła się ze wstydu i zadrżała.
- Wstydź się, wstydź, bo masz, czego – kontynuował biskup. – Obżarstwo to jeden z najgorszych grzechów.
Nagle usłyszał cichy chichot dochodzący z końca sali. Twarze wszystkich zgromadzonych odwróciły się i przyjrzały roześmianej twarzy królewny Cornelity.
- Jak śmiesz naśmiewać się ze Słowa Bożego? – skarcił ją zdenerwowany biskup Antoni. – Bóg przygotuje dla ciebie szczególną karę. Czekaj tylko, jak szatan rozerwie cię na strzępy!
- Wybacz mi ojcze, opuszczę na chwilę świątynię i przemówię tej pannicy do rozsądku – rzekł król.
Gest ręki biskupa wskazywał na to, że ten wyraził zgodę.
Chwilę później król Ludvik i jego córka Cornelita znaleźli się na zewnątrz. Stanęli przy niedużym murku, z którego doskonale widać było błękitne tego dnia Morze Śródziemne.
- Jak śmiałaś przynieść mi taki wstyd? – krzyczał zdenerwowany król – Za to grozi kara śmierci! Uchronię cię przed nią tylko dlatego, że jesteś moją córką, ale jak tak dalej pójdzie, będę zmuszony cię zabić.
- I co z tego? – odpowiedz córki była dla Ludvika prawdziwym szokiem. – Czy ty nie widzisz, że te kazania są żałosne? Jak można mówić hrabinie Mondererti, że jest obrzydliwie gruba?
- Biskup Antoni jest bardzo mądrym człowiekiem i zawsze ma rację – stwierdził król. – Doskonale potrafi rozróżnić, kto ma kontakty z diabłem. Hrabinę jutro zwolnię.
- Czyli piraci to demony, które są karą za nasze grzechy? – spytała królewna.
- Owszem – potwierdził król.
Królewna spojrzała na morze. Zobaczyła, jak w oddali porusza się statek, ledwo widoczny przez ciemną mgłę. Westchnęła. Miała jeszcze wiele do powiedzenia. Nie chciała jednak kłócić się z ojcem.
- Wracajmy do katedry. Masz przeprosić księdza – rozkazał Ludvik.
- O nie! – zaprotestowała księżniczka.
- Zrobisz tak jak, ci każę, inaczej pożałujesz
Po tych słowach król chwycił córkę za rękę i siłą zaprowadził ją na Mszę Świętą.