Wt cze 16, 2009 1:05 pm przez Zbyszek
1,- FARBY FLUORESCENCYJNE. Tekst uzupełnię wkrótce zdjęciami.
2,- PERSPEKTYWA (w trakcie pisania)
1,- Wchodząc do dyskotek, roześmiałem się na widok malarstwa naściennego, powstrzymując z trudem od ironicznych uwag. Obrazy były wykonane odrzucającymi przejaskrawionymi barwami, wyglądając bardziej na bazgroły dziesięciolatka, niż na prace dorosłego artysty.
Chciałem koniecznie dostać to zlecenie, gdyż byłaby to moja pierwsza dyskoteka, największy malowany prze ze mnie obiekt. Oglądając pomieszczenia z właścicielem, przysłuchiwałem się jego życzeniom. Włączył światło. Niebieskie jarzeniówki oświeciły na ścianach niewidoczne obrazy. Malowane nieznaną mi farba, pojawiły się na ścianach, zmieniając ich upstrzony kolor. Przełknąłem, utykające słowa podziwu, sugerując, ze spodziewałem się tych fantomowych obrazów.
Ach tak, nigdy nie wiadomo co chce ukryć artysta w obrazach.
Szef spojrzał na mnie ze zrozumienie. Strasznie się wtedy cieszyłem, ze nie bylem za wylewny z drwiącymi uwagami i powstrzymałem się od dalszych komentarzy. Chce przemalować ściany,- powiedział.
Malarstwo fluorescencyjne mnie interesuje, takie jak te, -powiedział, włączając na całej dyskotece czarne światło. Niespodziewanie pojawiły się na pobliskiej ścianie baraszkujące delfiny w oceanie, iskrząc w kolorach odbitego światła z rozfalowanej powierzchnie wody. Uf, obraz wydawał mi się wspaniały. Nie widziałem jeszcze czegoś takiego. Farby świecąc się w świetle UV, nadawały malowanym przedmiotom świetlistej głębi. Malarstwo neonem, świecące obrazy jak uliczne witryny rozświetlone halogenami w nocy.
Tak oczywiście interesujące malarstwo, chętnie się podejmę tego zlecenia.
Miałem przy sobie obrazek z balustrada, którym zaskoczyłem właściciela dyskoteki. Co za jakość, ta precyzja, -wyszeptał z uznaniem.
Pomógł mi w zdobyciu świecących farb i zaczęliśmy wspólna prace nad koncepcja. Dwa pomieszczenia miały być pomalowane na świecąco a pozostałe akrylami z małymi, świecącymi elementami.
Gdy rozmalowałem większość ścian, czas było zacząć malowanie cudownymi farbami.
Dziwne były te farby. Nie można było malować nimi pędzlem. Tarły się jak guma i nie chciały świecić na ścianie. Nie chciały działać.
Pomalowałem pędzlem fragment ryby. W czarnym świetle, nierówno założona farba, przypominała bardziej podwodne purchawki niż grzbiety ryby. Próbowałem na wiele sposobów szukać spanikowany ratunku. Znalazłem go w areografie,- uf dają się choć natryskiwać. Po paru godzinach pełnych grozy i rozpaczy postrzegłem, ze farby świecą o wiele bardziej na białym tle, niż na ciemnym, tym przygotowanym pędzlem podkładzie obrazu.
Było to wtedy dla mnie znaczącym odkryciem. Zanim to jednak nastąpiło to wypryskałem pól litra niebieskiej farby z nieznacznym efektem, pragnąc osiągnąć podobna świetlistość wody do tej z pływającymi delfinami.
Meble pokryły się grubym kurzem, gdyż przeciąg ściągał wysychająca farbę w rożnych kierunkach, upodobają sobie szczególnie atrapę okrętu z drewna.
.
Następnego ranka dało się słyszeć rozpaczliwy krzyk sprzątaczek, przesuwających świecące szklanki na regalach.. Kolejna nauczka, którą dobrze zapamiętałem Pyl z farby pognał korytarzem do następnego pomieszczenia, świecąc się na wszystkim co spotkał na swej drodze. W przyszłości rozwiązałem ten problem, zamieniając aerograf na przedziwny odkurzacz z masywnym pistoletem. Nie wytwarzał on prawie pyłu i możliwa była nim praca w zamkniętych pomieszczeniach, bez wentylacji.
Przez kolejne dni, nauczyłem się świadomie kontrolować efekt świecenia.
Mieszałem nawet te świecące na żrąco kolory farb fluorescencyjnych ze zwykłymi akrylami, co umożliwiało mi osiąganie delikatnych półcieni. Cos co było na początku wielkim utrudnieniem, stało się później ważnym środkiem wyrazu.
Fluorescencyjna biel jest niewidoczna bez światła UV.
Gdy mieszałem ja z akrylami, to traciła ona na intensywności świecenia, stajać się za to bardziej kryjąca. Wzmocnienie świecenia było już wtedy łatwe do wykonania.
W sprzedaży znalazłem jedynie podstawowe kolory tych farb. Mając: biel ,żółć, pomarańcz, czerwień, zieleń i błękit, musiałem osiągać złożone tony kolorów, co było prawie niemożliwe. Po wymieszaniu, zachowują się one inaczej niż zwykle akryle. Biel mało rożni się od błękitu a pomarańcz od czerwieni, nawet zieleń wyglądała jak przyciemniona żółć. Zmieniałem ich efekt, podbarwiając przed ich natryskiem biały podkład. Kolory traciły swoja intensywność, co było w wielu miejscach malowidła bardzo korzystne i nadawało się wspaniale przy układaniu ważności planów w obrazie. Chcąc zmniejszyć świetlistość farby , natryskiwałem na nią akryle o takiej samej barwie. Neon zanikał, choć kolor pozostawał ten sam. Należało zachować szczególna ostrożność, gdyż każde nieostrożne natryśnięcie akrylem, czy najmniejsze dotkniecie pędzlem, pozostawiała widoczne z daleka czarne plamy, bez względu na to jakiego koloru użyłem.
Sporo czasu upłynęło zanim nauczyłem się je w pełni wykorzystywać. Po dwudziestu latach, szybkimi pociągnięciami pędzla, maluje nimi nawet wielkie, realistyczne pejzaże, rezygnując często z włączania czarnego światła.
Namalowane obrazy farba fluorescencyjną są widoczne jedynie, gdy włączone jest czarne światło. Bez żarzących się czarnych jarzeniówek, kolory na obrazach staja się wręcz ohydne. Malowane powierzchnie wyglądają jak przemazane ścierą ściany, rozciapanym żelem o surowych kolorach.
Delikatne niuanse znikają a widoczne staja się jedynie miejsca z grubo naniesiona farba. W tej sytuacji zmuszony bylem wielokrotnie malować podwójne obrazy. Pierwszy był zrobiony akrylami i widoczny przy normalnym oświetleniu a drugi malowany rozświetlającymi go farbami fluorescencyjnymi, nadając mu neonowej głębi. Sporym utrudnieniem było podmalowanie na świecąco gotowych już kształtów, by nie rozdwajać kontorów malowanym przedmiotom. Obklejałem je wtedy plastrami przylepnymi , wtryskując świecącą farbę.
Z czasem nabrałem wprawy, mieszając wszystkie triki, znacznie rozwijając ta niezwykłą technikę.
Gdy malowany obraz zajmuje kilkanaście metrów, niezwykle ważne staje się umieszczenie światła blisko obrazu. W ciemnych pomieszczeniach dyskotek jarzeniówki sięgają ścian, nawet z odległości wielu metrów, rozświetlając równomiernie płaszczyznę obrazu. Powyżej pięciu metrów, efekt świecenia znacznie maleje.
Wielokrotnie umieszczaliśmy lampy na ścianie na której znajdował się obraz, co zmuszało mnie do ostrożnego malowania, Bezpośrednio przy lampie UV, kolor wręcz plonął a im był od niej bardziej oddalony, tym bardziej tracił swoja świetlistość. Oświetlenie zmusza wiec malarza do oszczędności farby przy lampie i rozrzutności w odległości paru metrów od źródła światła UV.
Gdy dysponowałem solidnym zapleczem technicznym, to montowaliśmy ogromne reflektory. Te rozświetlały ściany na kilkanaście metrów, ułatwiając ich malowanie. Zęby w tym oświetleniu stawały się kremowe, co nadawało odwiedzającym mnie osobom upiornego widoku. Fragmenty ich ubrania lśniły się przedziwnie, przypominając często brudne plamy. W takim wnętrzu najpiękniejsze damy traciły swój czar osobisty.
Gdy oświetlenie jest jeszcze nie zamontowane to często maluje bez czarnego światła. Oczywiście nie z powodu brzydnących dama a z najzwyklejszego wygodnictwa. Oszczędzam sobie ciągnięcia niewygodnych i długich kabli pod nogami. Jedno urządzenie mniej do pilnowania na budowie.
Przewiduje już efekty i radze sobie dobrze bez pełnego podglądu malowanego obrazu. Na końcu wprowadzam jedynie małe poprawki, korygując natężenie jasności neonowego efektu.
Bardzo lubię oglądać to lśniace malarstwo. Czerń pomieszczenia nadaje mu niesamowitości, ozywiajac swiecacymi formami jego zakamarki. Roztańczone ściany pulsującym światłem, ożywiają przestrzeń dookoła podglądacza, ułatwiając mu uczestniczenie w malarstwie. Podglądacz jest w nie zassany, wciągnięty, przesuwa się miedzy zawieszonymi na wprost niego planami, w których przestrzeń traci swoje właściwości, oczarowując go odmiennością. Przypomina to trochę świadome śnienie, w którym nie jesteśmy już pewni co pojawi się za chwilkę. Nasze poczucie rzeczywistsi zostaje zachwiane, otwierając nas na niezwykłą przygodę.
Ta uporczywe zdziwienie, ciągnące się za przesuwanym wzrokiem po ścianach, wsparte rytmiczną muzyką, wprawia ludzi w taneczny trans.
Zadaniem malarstwa dyskotekowego jest najczęściej wzmocnienie iluzji przestrzeni wielkich pomieszczeń, by ich ograniczone powierzchnie stały się głębsze, wywołując w bawiących się uczucie braku ograniczeń, komfort, który pragną chwilowo przeżyć. Przenikający ściany wzrokiem obserwator, koncentruje swoja uwagę na odległych miejscach, znajdujących się nie tylko poza ścianami budynku ale i często poza linia samego horyzontu. Służą ku temu zaburzenia perspektywy a nawet wielu rożnych perspektyw.
Artysta wprowadza wiele punktów zbieżności przy planowaniu przestrzeni na obrazie, co wprawia obserwującego często w osłupienie.
Choć rozbieżna perspektywa wywołuje w nas wesołość, to w połączeniu z żabia czy ptasia, wprawia namalowane przedmioty w ruch obrotowy, wywołując wrażenie kręcących się rzeczy na obrazie w czasie spaceru obserwującego.
Podejmujący się artysta zadania odwzorowania trójwymiarowych przedmiotów na jednej płaszczyźnie, stoi często bezradnie przy narożnikach wysokich ścian.
Wtedy zamiast jednej prostej, ma przed sobą dwie nagięte względem siebie płaszczyzny, postrzegane z oddali jako jedna, jednolita. Deformacja malowanych motywów zwiększa się na nich, w miarę zbliżania się do ściany patrzącego, wywołując nawet zawroty głowy. Rozszerzone obrazy na sufity, dopełniają reszty chaosu wrażeń.
Prezentuje wam fragmenty wnętrz dyskotek z obrazami przekraczającymi kilkadziesiąt metrów długości. Zdjęcia nie posiadają dzisiejszej jakości, zdigitalizowane często z przezroczy. Nie jest jednak możliwe powtórne ich sfotografowanie, gdyż większość z nich już nie istniej, przemalowane po latach przez kolejnego dekoratora.
Z myślą o prezentacji ich jedynie moim klientom, fotografowałem wyłącznie wielkie plany, pomijając zbliżenia, które teraz byłyby tak bardzo przydatne.
Ostatnio edytowano Śr cze 17, 2009 12:26 pm przez
Zbyszek, łącznie edytowano 4 razy
cialka.net