On
To wszystko zaczęło się dziesięć lat temu gdy w wypadku samochodowym zginął mój mąż. Bez żadnego współczucia proszę bo nie o to w tym wszystkich chodzi. Od czegoś muszę zacząć, a właśnie wtedy wszystko się zaczęło.Przez wiele miesięcy byłam w szoku (teraz tak to widzę) i nie mogłam się pogodzić z odejściem męża. Nasza sypialnia stała się moją ostoją i tam na niego czekałam. Przyczepiłam się do tej myśli (że mąż wróci) i tylko to mnie trzymało przy życiu.
Nie jestem wierząca, nie wierzę w życie pozagrobowe, a jednak ta nadzieja tliła się we mnie. Wiecznie czuwałam. Wiecznie czekałam - i się nie doczekałam.
W końcu po wielu miesiącach pogodziłam się z faktem, że mąż nie żyje jednak zapadłam (tak sobie wówczas to tłumaczyłam) na nieuleczalną bezsenność. Nic się szczególnego nie działo, ja jednak miałam wrażenie, ze nie śpię, jestem świadoma. To było dosyć męczące bo miałam wrażenie strasznego zmęczenia umysłowego i nie mogłam jednoczesnie zasnąć. Na drugi dzien jednak byłam wyspana.
Nie o tym chcę jednak opowiadać. Po tych wielu miesiącach pierwszy raz zdarzyło się coś dziwnego. Chwilę wcześniej wiedziałam, że coś niezwykłego się dzieje. Wydawało mi się, że nie śpię - usłyszałam trzask w głowie (nie pisk jak przeczytałam wczoraj w opowieściach Obemaniaków, ale bardzo głośny trzask jakby łamanej deski) i poczułam jakbym nagle gdzieś spadła. Tzn. nie spadałam, ale miałam takie wewnętrzne odczucie - dokładnie jak przy spadaniu z dużej wysokości.
Potem poczułam wiatr na plecach - dokładnie jakby ktoś odchylil kołdrę i przytulil się do mnie.
Byłam PRZERAŻONA! Wtedy pierwszy raz poczułam paraliż. Nie mogłam się ruszyć i miałam uczucie duszenia.
W końcu zaczęłam wołać pomocy, a raczej żęzić.
W końcu się obudziłam. To trwało kilka sekund, ale było straszne. Nie wiem skąd, ale wiedziałam, że On nie był moim mężem.
To zaczęło powtarzać się cyklicznie (co tydzień, kilka dni) z tym, ze najpierw zaczęłam sobie uswiadamiać paraliż, a zaraz po nim trzask, czasami kilka i odczucie spadania. Potem wiatr na plecach i oddech. (Zawsze słyszę Jego oddech).
Po kilku, może kilkunastu razach byłam bliska obłędu. Opowiedziałam o tym mojej mamie, która też jest sceptyczką, a ona kazała mi iść do psychologa. Nie poszłam. Wstydziłam się i zaczęłam zastanawiać się jak sobie z tym poradzić.Wymyśliłam, że jak przestanę się Jego bać to przestanie do mnie przychodzić.
To wszystko trwało bardzo długo. Ale powoli robiłam postępy i bałam się coraz mniej. W końcu przestałam się bać całkiem i postanowiłam spytać kim jest. Najpierw postanowiłam Go zobaczyć. Okazało się to całkem proste bo mimo silnie odczuwanego paraliżu pewnej nocy zdałam sobie sprawę, że leżę na wznak z rękami założonymi pod głowę. Samą mnie to strasznie zdziwiło bo to tak jakby było mnie dwie. Jedna w pozycji embrionalnej, a druga w tym samym miejscu tylko na wznak. Widziałam Go wielokrotnie jednocześnie wiedząc i słysząc, że jest za plecami. Kompletnie nie potrafię tego opisać, a nawet zrozumieć. Nigdy nie jest niewyraźny czy rozmazany, a jednak nigdy nie potrafię dostrzec Go całego. Jest cały, ale ja widzę wybiórczo tylko ramiona i dłonie, albo tylko jego spojrzenie. I nie jest to dla mnie dziwne.
Z czasem przestałam interesować się jego wyglądem i postanowiłam o coś zapytać. Wcześniej był jakiś przekaz, ale go nie pamiętam. Pamiętam tylko, że był. Mam wrażenie, że nie był istotny, ale radosny i infantylny.
W końcu się do tych trzasków, paraliżu i Jego przyzwyczaiłam i do tej pory nie zadałam żadnego pytania. Po prostu gdy On się zjawia, to mimo iż o tych pytaniach pamiętam to przestają być dla mnie ważne.
Ze dwa miesiące temu (po tylu latach!) zdałam sobie sprawę, ze chyba lubię te Jego wizyty.
I wtedy przestał przychodzić. Najpierw było mi to obojętne, a potem miałam uczucie straty.
To mnie jeszcze nie zaniepokoiło. Pogodziłam sie w końcu, że był. Postanowiłam pogodzić się i z tym, że Go nie ma.
I tak było do poniedziałku. Byłam strasznie zmęczona po pracy i po po południu położyłam się spać.
Niemal natychmiast poczułam paraliż, serię trzasków (nigdy wcześniej nie było ich aż tyle) i przy każdym to uczucie spadania. To bylo tak nasilone, że myślałam przez chwilę, że zwariuję.
Potem wietrzyk na plecach i On.
Nie wiem co się stało. Zobaczyłam jak mi się przygląda. Normalnie z przodu na mnie patrzy i jest za plecami. I patrzył z tak niewyobrażalną miłością, radością, czułością, troską...Nie wiem jak to jeszcze wyrazić...Chciałam w tym trwać i trwać. I nagle dotarło do mnie, że pewnie jak zwykle odejdzie, a potem juz może nigdy nie przyjdzie?
Miałam jakiś przebłysk żeby natychmiast nauczyć się przywoływać Go spowrotem i wprowadziłam to w czyn. Świadomie obudziłam się by natychmiast usłyszć ponowne trzaski, spadanie, wiatr i On. Udało mi się to kilkukrotnie.
To nie bylo prawdziwe przebudzenie, ale poskutkowało.
Gdy juz wstałam dotarło do mnie, że chyba jednak zwariowałam. I sie tej mysli przestraszyłam. Przez dwa dni siedziałam w necie wpisując w google głupie hasła "senny przybysz", "obcy we śnie" i takie tam. Odwiedziałam mnóstwo stron z psychoanalitykami i egzorcystami i nic nie mogłam znaleźć. W końcu wpisałam coś i wśród linków pojawił sie "Świadomy sen".
Tam przeczytałam tez o paraliżu, który zresztą wcześniej nazywałam tak samo.
Tam też była wzmianka o tej stronie. Jak doszłam do opisu Obemaniaka, który wspomina o wietrzyku na plecach to się popłakałam.
Dodam tylko jeszcze, że nigdy nie próbowałam opuścić świadomie swojego ciała.
Przypuszczam, że to robię bez żadnych wibracji, ale wówczas nie ma Jego. Nie chcę jednak o tym pisać bo nigdy tych zdarzeń nie łączyłam i nie wiem już teraz ile w moich opowieściach byłoby prawdy, a ile przetworzonej i przeanalizowanej oceny subiektywnej. Nigdy jednak niczego nie zrobiłam świadomie.
Pozdrawiam,
Ewa