A temat dosyć ciekawy...

Muszę powiedzieć, że sam zastanawiam się nad tą kwestią od dłuższego już czasu.
Zastanawiam się od którego momentu dobrze zacząć opisywać swoje przemyślenia, ale zacznę od jak najkrótszej drogi.
Mianowicie, gdy zacząłem interesować się sprawami, z którymi związane jest owe forum, byłem jak nieuformowane ciasto. Jakby tylko do mąki zacząć na wierzch lać wodę. Dopiero czas i praca zaczęła ( i wciąż to robi ) w jakikolwiek formować i tworzyć coś kształtnego. Potrzeba do tego doświadczeń.
Otóż wkroczyłem w psychodeliczny świat doświadczeń. Nie był to okres długi, jednak był niezmiernie intensywny, pozbawiony barier i granic. Okres nad którym nigdy nie istniała jakaś głębsza odpowiedź. Taka sztywna i jasno określona.
Teraz, jestem w trochę innym położeniu. Od dawna zamknąłem ten segregator doświadczeń.
Zastanawiam się... może inaczej. Roztrząsam sobie w myślach, bez większych konsekwencji własnie po tych moich doświadczeniach kwestię wpływu tych doświadczeń, substancji, emocji i energii na NAS.
Nigdy nie będę w 100% pewny, ponieważ nigdy nie można w tych sprawach być całkowicie pewnym. Nie istnieją tak gruntowne i pewne odpowiedzi, które utwierdzą nas i pokażą " co jest grane ". Możemy jedynie obserwować, wnioskować, snuć domysły i ewentualnie, gdy wyciągniemy z tych domysłów i własnych obserwacji jakieś sedno, obrócić to w czyn, który przyspieszy bądź zwolni nasz rozwój. Może też całkowicie zamknąć nasze dusze na jakikolwiek rozwój, ale to już temat na inne posiedzenie.
Kontynuując, moje zdanie jest bardzo podobne do powyższych postów.
Dużo zależy tutaj od jednostki, która podejmuje działanie eksperymentowania z tymi doświadczeniami. Są to tak mocne doświadczenia, do których często sami doprowadzamy bo " przecież znam samego siebie, wiem na ile mnie stać " , że poniekąd można uwierzyć w te przeżycia i przekierować całkowicie swoje systemy wartości i życiowych celów. Uwierzyć - dosłownie. Sam pamiętam to uczucie, gdy sądziłem, że " tam " jest mi lepiej, " tam " jestem tym właściwym bytem, jakim zawsze powinienem być. Poprzez pewne doświadczenia przenoszę się do świata idealnego dla mojej egzystencji.
Nie oceniam tego, czy to jest złe, czy nie. Nie wiem.
Wiem jednak, że są to tak mocne doświadczenia, że można popaść w błędny ich osąd.
Co myślę teraz? ( Ciągle odbiegam od głównego pytania - przepraszam

) )
Sądzę, że każda osoba, dla której celem bądź życiową energią jest Rozwój, jakkolwiek to nazwiemy, wie, że doświadczenia, że te przeżycia, środki jakie wybieramy by zmienić naszą percepcję są tylko półśrodkami, które są medalem z dwiema stronami.
Mam do tego pewne wyobrażenie, które powtarzam, gdy tylko mogę.
Otóż wyobraź sobie, że jesteś aktorem, od urodzenia. Nie w złym tego słowa znaczeniu. Urodziłeś się z rolą, poprzez życiowe doświadczenia umacniasz tą rolę, coraz lepiej ci wychodzi. Zdajesz sobie sprawę, że w tej roli jesteś najlepszy, że jest twoja, napisana dla ciebie i nikt inny nie będzie w stanie jej zagrać. To ty decydujesz co w tej roli ukażesz na scenie, jaką emocję przekażesz, jak to wypali i jaki będzie całokształt.
Załóżmy, że jutro masz występ, ot, normalne - przecież jesteś aktorem.
Nagle, przed samym występem decydujesz się na ( teraz przenosimy się do świata w którym istniejemy ) eksperyment z użyciem czegoś co dogłębnie zmieni twoją percepcję przez określony czas, gdy będziesz wciąż funkcjonował w swoim ciele, nastawionym na bodźce i zmysły .
Idziesz w kierunku sceny, nagle czujesz,że coś zaczyna się dziać. Nie dochodzisz do sceny, musisz usiąść. Nie chcesz, by ktokolwiek cię widział i oceniał, więc wybierasz skryte w ciemności miejsce wśród pustych miejsc publiczności. Siadasz na jednym z krzeseł i co widzisz? Ktoś gra na scenie?! Ale jak to ?! zastanawiasz się! Przecież to twoja rola. Każdą rolę jaką odegrałeś do tej pory pamiętasz, każda byłą budująca, każda coś wnosiła i pogłębiała twoje doświadczenie. Co w takim razie teraz?!
Dla mnie, to jakby właczenie na chwilę " trybu demo ". Jakbyś przez chwilę oglądał swoje życie pod innym kątem. Pod wieloma kątami. Nie uczestniczysz w tym, nie prowadzisz tak by była budowa, tylko siedzisz i oglądasz.
Sądzę, że to są półśrodki i gdy jesteś w życiowym etapie eksperymentowania z nimi, eksperymentowania ze swoja psychiką to tak naprawdę tkwisz w próżni. W neutralnym czasie. Wykształciłem sobie pogląd o tym, że ten czas gdy wkraczamy w te szybkie i intensywne eksperymenty nic nie wnosi. Nie jest dla nas w jakimkolwiek stopniu budujący.
Prosty przykład - gdy ćwiczysz fizycznie, następstwem tego i spełnieniem oczekiwań jest kondycja, jest sprawność fizyczna, jest przyrost masy - cokolwiek co sobie założyłeś by osiągnąć.
Gdy ćwiczysz medytację, chcesz osiągnąć spokój, cokolwiek co sobie założyłeś.
Ćwiczenia, samodyscyplina, pokonywanie własnych barier. Trening i osiągnięcie spełnienia.
To jest prawdziwa budowa, to jest prawdziwy rozwój, który bardzo łatwo można właśnie pomylić przez intensyfikację doznań, te krótkotrwałe i często mydlące nam oczy doświadczenia, eksperymenty.
Jednak są to tematy i sprawy tak trudne do opisania, że ciężko w jakikolwiek sposób tutaj się wypowiedzieć. Są to sprawy najbardziej intymne i prywatne. Każdy przypadek eksperymentowania jest inny, każda ma inną psychikę, inne pogląd oraz inny bagaż doświadczeń. Każdy jest inny i każdy odbierze w inny sposób tą swoją drogę, tak sądzę. Ja w swojej wypowiedzi tutaj kieruję się tylko i wyłącznie swoimi doświadczeniami i przemyśleniami, nie staram się w żaden sposób kogoś przekonywać.
Jest w tym całym zamieszaniu ta druga strona medalu, nad którą myślę od wielu miesięcy i staram się ją rozgryźć.
Mianowicie, eksperymenty te... - zauważcie, że nie używam słowa " ćpanie " bo to jest dalekie od tego co opisuję tutaj i chyba każdy kto przeczyta moją wypowiedź będzie potrafił rozróżnić różnicę między słowem eksperyment, a " ćpanie" są w pewnym stopniu pożyteczne.
W jakim stopniu i w jak mocnym stopniu dla nas, jeszcze tego nie rozgryzłem w pełni ani nawet mocno nie zbliżyłem się do tej kwestii, jestem w trakcie badania tego tematu, w stopniu niepraktycznym fizycznie.
Doświadczenia te, na które się decydujemy potrafią - tak jak wyżej , w poprzednich postach było powiedziane - wyrwać nas z okowów świata fizycznego, wyrwać z wieloletnich bram, ścian, między którymi się ciągle poruszamy.
Ja to widzę tak. Posiadasz szafę w której gromadzisz ubrania od wielu lat. Niektóre są już tak głęboko i zakurzone, zakryte nowymi ciuchami na wierzchu, że powoli nawet zapominasz że posiadasz te stare. Nie zdajesz sobie z nich sprawy, nie dostrzegasz ich, mimo, że wciąż są twoje. Postanowiłeś na krótki czas poeksperymentować. Wywracasz wtedy całkowicie swoją szafę, do góry nogami. Wywalasz wszystko z niej, zapominasz o wszelkich ścianach w szafie, o wieszakach i porządku. Jeden wielki bałagan, ale wtedy stoisz przed tą kupą wymiętolonych, różnych ciuchów, przed tą kupą ubrań które leżą u twoich stóp. Wtedy widzisz, dostrzegasz każdy kawałek, każdy kolor, każde dawno zapomniane ubranie. Wracają emocje związane z używaniem tych ciuchów, wracają wspomnienia, wracasz ty do swojego ja.
Wtedy, po tym co widziałeś i poczułeś, siadasz na spokojnie ( tak, teraz jest zejście i czas przemyśleń

) i zaczynasz układać te ciuchy do tej szafy, z powrotem, na nowo. Porządek.
To właśnie stworzenie w sobie, w swoich emocjach, w swojej głowie totalnego bałaganu na krótką chwilę, by móc zobaczyć wszystko od nowa, wszystko co posiadasz, o czym zapomniałeś a o czym nie i na nowo sobie to poukładać.
To według mnie jest pozytywną stroną tego. Wyrwanie się z wszelkich łańcuchów i poukładanie w głowie na nowo tych klocków.
Między tym wszystkim jednak panują przeogromne zależności i wypływ. Często jest tak, że decydujemy się na mieszanie w swojej głowie, jednak nie jesteśmy kompletnie do tego przygotowani. To jakbyśmy wiedzieli, że "wyruszymy na małą wyprawę" tylko nie wiemy dokładnie gdzie i po co. Myślimy wtedy: o taak, pewnie wyruszę do lasu, do lasu swojej świadomości, przyda mi się wtedy dobra latarka, żebym widział drogę którą mam isć. Tak, wezmę tą latarkę, jest mocna, NA PEWNO sobie z nią poradzę, nie ma problemu.
Wtedy zaczynamy podróż. Okazuje się już na starcie, że żaden las nie istnieje. Że ta wybrana latarka w ogóle się nie przyda. Okazuje się, że trafiliśmy na jakieś bagna i przydałyby się kalosze czy cokolwiek, żeby udało się przez to przejść. Wtedy odbywamy walkę z samym sobą, swoistą podróż.
Moje eksperymenty na moje oko w 70% były bad tripami. Jednak wciąż do nich lgnąłem, wciąż pragnąłem doświadczyć i zobaczyć. Przez to, że były tymi bad tripami zdałem sobie sprawę co we mnie tkwi, co mam w głowie, czy posiadam jakikolwiek system wartości, czy doceniam i dzielę się czymkolwiek, czy ranię bądź jestem raniony i czy w ogóle moja egzystencja jest prawidłową, w tym materialnym świecie. Oczywiście nie zawsze roztrząsałem te sprawy. Często doświadczenie było tak mocne, że nie istniały żadne światy fizyczne, żadne pytania i odpowiedzi, żadne emocje bądź uczucia, żadne wizje lub słowa. Zostawałem " napisany na nowo ". Sądzę, że nie byłbym teraz tym kim jestem, gdybym tego wszystkiego nie przeżył i to jest ta pozytywna strona.
Czego się nauczyłem? By nie wracać do tego co było, by isć do przodu. By umieć patrzeć na to co doświadczamy, umieć zaobserwować. Być obserwatorem i widzieć to, co buduje naszą drogę do przodu. Nie możemy robić pętli i wracać do tego co było. To też na inną historię.
Teraz meritum

)
Jak się mają eksperymenty z własną psychiką poprzez różnego rodzaju substancje do stanów takich jak OBE, Świadome Śnienie bądź głębokie medytacje i praca nad swoją duszą, psychiką?
Sądzę, że nie ma żadnej opcji na rozwój gdy jesteśmy na etapie zażywania substancji. Rozwalamy sobie na krótką chwilę psychikę oraz nasz byt ( na poziomie energetycznym - doświadczenia z LSD ) i w żaden sposób nie wpływa to na otwarcie drzwi, które prowadzą do doświadczeń typu OBE. By cokolwiek osiągnąć potrzeba samozaparcia, samodyscypliny, porzucenia wszystkiego co blokuje naszą drogę, wyzbycia się pokus i to jest własnie ta sfera ciężkiej pracy, która z czasem przynosi rezultaty. Woda od razu nie wydrąży skały. "Wrzucasz coś" i widzisz wydrążony kanał w skale, przez strumień wody, który wydrążył się dosłownie w 15 minut. Patrzysz, dotykasz, jesteś pewny. PEWNY. Opierasz się na swoich zmysłach. Przekonujesz się poprzez swoje zmysły. Wtedy schodzisz z " bani " i widzisz, że jednak się myliłeś. Myślisz :Kurcze, ale przecież ja widziałem ten wydrążony kanał, jak to możliwe ? No tak... gdy wrzucę jestem w tym właściwym świecie, w tym w którym zawsze powinienem być. Wrzucę jeszcze raz i znowu będę rozwinięty

)
Jednak woda wydrąży ten kanał, z czasem. Po długiej walce i po długim czasie. Jednak gdy to się stanie, ten kanał będzie wieczny. Będzie zmianą, stałą, stabilną, będzie częścią istnienia, nie projekcją.
Jeśli chcesz coś osiągnąć - to tylko ciężką pracą nad samym sobą. Pójście na łatwiznę to półśrodki. Nie rozwijają w żaden sposób. Nie na darmo jesteśmy w ciałach, które mają zmysły i blokady w głowie, byśmy nie ześwirowali w tej burzy doświadczeń zmysłowych. W tych ciałach. Nagle eksperymentujemy i nasze ciała, wraz ze zmysłami zostają wrzucone do innych wymiarów... to jest błędne. To nie jest właściwy " byt", właściwe miejsce. Doświadcz raz świadomego snu bądź OBE, dzięki swojej własnej pracy, po długim czasie i wielu nużących próbach, a zobaczysz o czym mówię.
Są przestrzenie i sfery, w których tak jak tutaj w fizycznym ciele istniejemy i jesteśmy do nich dostrojeni. Nie można ich mieszać będąc w nieprzystosowanej do bycia w danej sferze. Takie mam zdanie.
Tak jak mówię, tematy są ciężkie i ciężko ubrać to w słowa.
Jestem pewny, że gdybym trochę przystymulował swój organizm i mózg, wypowiedziałbym się czyściej, klarowaniej, mniej chaotycznie i myślałbym, że naprawdę mówię perfekcyjnie

Czy jednak to jest prawdą?
Takie jest moje zdanie na ten temat, które wciąż buduję.
Pozdrawiam i jednoczesnie, korzystając z okazji życzę Wesołych Świąt spędzonych w rodzinnym gronie oraz Szczęśliwego Nowego Roku. Aby był jeszcze bardziej obfity w doświadczenia
B