Więc może ja podzielę się swoją historią. Nie o kroplach, ale o innym, o wiele mocniejszym specyfiku, o jakim mowa w pierwszym poście tematu. Na wstępie napiszę, że ABSOLUTNIE nikogo nie zachęcam. Przestrzegam wręcz i apeluję o rozwagę.
Jako chłopak bardzo ciekawy świata (
) i spragniony doznań psychodelicznych w najsurowszej formie, "zachęcony" przez opisy doświadczeń osób, które próbowały wcześniej, pewnego dnia postanowiłem spróbować
Salvii Divinorum. [ http://pl.wikipedia.org/wiki/Sza%C5%82wia_wieszcza ]. Substancja w niej zawarta, salvinorin A, jest najsilniejszym psychodelikiem jaki istnieje. Wiele osób po zażyciu, informowało o kontaktach z bogami, eksterioryzacji, w skrajnych przypadkach - całkowitej utraty świadomości ciała, rozpłynięcie się w energiach etc.
Pierwszym razem zakupiłem 50g suszu. Palenie nie przyniosło spodziewanych efektów. Razem z przyjacielem obemaniakiem, posadziliśmy się na ziemi i paliliśmy. W smaku strasznie gryzące w gardło, nic specjalnego się nie działo. Jedynym efektem było - jak po marihuanie - niekontrolowany śmiech i wyraźna poprawa humoru - pierwsze stadium szałwiowej ekstazy.
Jakiś czas później, podjąłem decyzję o innym sposobie "podania" roślinki. Zamoczyłem liście w wodzie na około 30 minut, nasiąkły, zrobiły się miękkie i odzyskały plastyczność. Ulepiłem z nich dość duże kulki (4-5g liści w jednej). Włożyłem je do ust, pod język. W smaku cholernie gorzkie, wyplułem z miejsca i wytarzałem w miodzie
Od razu lepiej. Po jakichś dziesięciu minutach poczułem subtelne "kołysanie" obrazu. Dosyć fajne uczucie, jakby po alko, ale o wiele przyjemniejsze, całkowicie bez otępienia. Po pół godziny byłem już na niezłej bombie. Obraz wirował w oczach jak szalony, nieruchome wzorki na tapecie zaczęły układać się w skomplikowane wzory, wszystko było jakby z innego świata. Wtedy postanowiłem pofazować. Położyłem się i zaczęło się na dobre
Wizje jakichś szamańskich rytuałów, nieistniejąca muzyka, wybijająca magiczne rytmy. Odseparowanie kompletne od rzeczywistości. Genialne sny na jawie, coś pięknego. Z zachowaniem jednak całkowitej świadomości tego, co się działo.
Eksperymentowałem dalej. 1g ekstraktu x5. Znów paliłem z przyjacielem, z małej fajki wodnej. Tym razem kompletny odlot, kontakty z... no właśnie, z kim? Ale od początku.
Zeszliśmy na dół do piwnicy, chcieliśmy odciąć się od jakichkolwiek dźwięków, zrobić klimat półmroku i po prostu poczuć coś niesamowitego. Plan był taki - on fazuje, ja pilnuje i zamiana. Z zewnątrz jego doświadczenie wyglądało komicznie. Po dwóch buchach zaczął śmiać się do siebie jak głupi. Skulił nogi i bujał się w jedną i w drugą stronę. Tak przez piętnaście minut (około tyle utrzymują się efekty palenia szałwii). Wrócił w końcu do siebie. To, co opisywał wydawało mi się co najmniej niesamowite. Utrzymywał, że był na ?parapecie? jakiegoś okna, a wszędzie w koło niego rosła trawa. Opisywał, że widział jak jakieś dziwne stworzenia biegały po ścianach, a kiedy w myślach poprosił, aby przyszli do niego Przyjaciele, nagle zobaczył wokół siebie wiele życzliwych twarzy, które mówiły do niego rzeczy, których nie mógł niestety powtórzyć, nie pamiętał. Generalnie opisywał doświadczenie jako niesamowite i rozwijające.
Moje było inne. Zaciągnąłem się mocno trzykrotnie. Nagle ujrzałem ?autobus?, wjeżdżający w moje ciało. Czułem jak coś mnie cholernie naciska i wypycha. Potem zaczęło się "ściąganie" ciała w prawo. Wydawało mi się, że coś chce wyrwać moje ciało astralne. Nie, nie, nie mylę się, przeżywałem OBE wielokrotnie i potrafię zidentyfikować TO uczucie. Płynie stąd pierwszy wniosek: Szałwia NAPRAWDĘ stymuluje organizm do osiągnięcia OBE, w sposób ogromny, w odpowiednich ilościach oczywiście. Położyłem się i zamknąłem oczy. Zaczęły się prawdziwe wizje. Widziałem kobietę, skaczącą po dachach jakichś miniaturowych domów i za jednym dotknięciem zmieniała ich kolory. Nawiązałem z nią żywą dyskusję o sensie takiego postępowania. Była bardzo oburzona tym, że jej nie pomagam
Potem zaczęły się jakieś lasy, otaczające gałęzie, mętlik wszystkiego w jednym, jak krótkie flesze, obrazy. Po głębszym przeanalizowaniu tych doświadczeń doszedłem do wniosku, że wcale nie była to przypadkowa sekwencja, chociaż "wygenerowana" całkowicie ode mnie niezależnie.
Po "zejściu" przez jakiś czas utrzymuje się stan całkowitej beztroski, swoistej euforii i szczęścia, jedności ze światem.
Szałwia przez niektóre osoby może być odbierana jako cholernie straszne, nieprzyjemne doświadczenie. Człowiek nieoswojony z innymi stanami świadomości będzie miał problem z zaakceptowaniem innego spojrzenia. Poza tym dla niektórych uczucie wyrywania z ciała może być uznane jako prawie-ból, natarczywe COŚ od którego stety-niestety nie da się uciec.
Każdy może wyciągnąć z tego swoje własne wnioski. Wszyscy mamy jako-tako rozwinięte mózgi i wiemy czego chcemy
No
Pozdrawiam.