Rano po przebudzeniu jeszcze długo leżałem w łóżku i rozmyślałem, wiercąc się i przewracając z boku na bok. Nagle zaczął się „sen” – sam nie wiem kiedy, płynnie przeskoczyłem z planów fizycznych na wyższe…
W płytkim śnie podszedł do mnie kolega. Spytał się co robię, a ja odpowiedziałem, że lepiej zrobię RT. Na te słowa mój kumpel zerwał się z miejsca i szybko, gwałtownie, stanowczo i nachalnie uderzył (a raczej klepnął) mnie otwartą dłonią w czubek głowy. Momentalnie linia jasnego białoniebieskiego światła wystrzeliła w górę, a kolega sięgnął po coś do wnętrza mojej głowy i szarpnął tym, wyrzucając to coś wysoko w górę, jakby wyrzucał bombę mającą zaraz wybuchnąć…
Poczułem jak lecę wysoko w górę. Kierunek lotu zmienił się i poziomo leciałem na północny-zachód obserwując to co podemną. Widziałem, jak pod za rzadkimi, przeźroczystymi chmurami wszystko się szybko przesuwa. Po jakimś czasie czułem się jakbym oglądał obraz z satelity, a nie jakbym obserwował go własnymi oczyma z lecącego ciała. Teren który widziałem przypominał jakby starą mapę – kiedy się tego domyśliłem chmury zgęstniały i znowu leciałem w „ciele”.
Wyleciałem z pod chmur i lotem ptaka szybowałem wykonując ostre, długie zakręty w powietrzu. Niebo było różowe, wokół zielone drzewa. Zatrzymałem się w powietrzu i znowu oglądałem obraz jakby z telewizora. Szybko przesuwały się różne krajobrazy, które dynamicznie się zmieniały. Nagle widząc jeden powiedziałem: „Wybieram właśnie ten!” – był prosty, jakby namalowany w Paincie (jak mapka z internetowej gry Tibia).
Widać było tam soczystą jasnozieloną trawę, mały krzaczek i skaliste wzniesienie. Mimo tego, że wybrałem obraz, nadal się próbował przesunąć w prawo, jakby na siłę. Nie chciałem oglądać nic więcej, bo sądziłem, że ten „prosty obrazek” nie będzie tak „energochłonny” (cokolwiek miało by to znaczyć). Chciałem spokoju i ciszy, a nie cudownych ekspresji. Obraz stawał się jakby trójwymiarowy, nabierał głębi, świecił, stawał się przejaskrawiony.
Zaczęła mnie swędzieć noga. Bolała i wibrowała tak jakby chciała zwrócić na siebie uwagę – szybko ją przesunąłem tak by mnie nie uwierała i poprawiłem dostrojenie.
Nagle znowu wykonałem szeroki zwrot w powietrzu – obrazy znów zaczęły się przesuwać, ale tym razem były tylko tłem. Zobaczyłem mały, różowy pulsujący punkcik. To była litera „C”, która rozsypała się na małe, czarnoszare kawałeczki, których nie mogłem rozczytać. Wtedy odezwał się głos – to co mówił „drukowało” się u góry, był oddzielone od reszty, bo przedstawione było na szarofioletowym tle. Obok tekstu, w prawym górnym rogu widoczny był avatar, obraz.
Głos mówił: oto główny administrator, jest wycwaniony i wie wszystko, na pewno ci pomoże kiedy będziesz miał problem. W avatarze zobaczyłem dziarskiego młodzieńca w dziwnym hełmie, odebrałem, że ma około 20 lat.
Głos mówił dalej: ale jeśli go nie będzie, bo często jest zajęty, to zawsze możesz mnie zawołać a na pewno ci pomogę, możesz mnie tutaj odwiedzać kiedy tylko chcesz.
Świdrujący różowy punkt zmienił się w napis: „Forum doborowych graczy” (Nie jestem pewien słowa „doborowych” mogło to być: dobranych? dobrych? lepszych? wybranych? elitarnych? z pewnego kręgu?). Obok napisu, po lewej stronie widniały dwie złączone czerwononiebieskie pięści. Vice-admin pomachał mi na pożegnanie.
____
Tego spotkania nie chciałem bezpośrednio, nic sam nie kreowałem, wszystko analizowałem i poddawałem się paraliżującemu mnie wiatrowi, coś kierowało mną od tyłu – zimny i obezwładniający mnie podmuch. Uczucie jest hmm... Coś jakby zalano cię twardniejącym żelem, masłem, które zasycha i tworzy się przezroczysta bryła, którą ktoś ciągnie za wystającą z tej bryły nogę.
____
To nie pierwszy raz kiedy odwiedzają mnie tacy goście. Raz przyszedł do mnie facet po 40-tce, osiwiały, w długim płaszczu, z lekkim zarostem. Był uśmiechnięty, pogodny i emanujący zaufaniem. Czasem przykrawał inną formę: stawał się nieruchomy, poważny, nic nie mówił i aż strach było do niego podejść (z powodu tego, że bił od niego tak wielki autorytet) – przy tej formie się krępuję, boję się odezwać a nawet ruszyć. Wtedy ten ktoś tylko stoi i czeka wpatrzony we mnie. Bije od niego światło.
Raz ta osoba mówiła mi o
sensie życia, albo pokazała, że jesteśmy połączeni – zostałem przez nią złapany i wyrzucony daleko przed siebie. Kiedy upadłem widziałem krzątających się ludzi (imprezka?). Potem ten ktoś mnie przyciągał powrotem i tłumaczył: nie bój się przenikać przez przedmioty i włazić gdzie tylko chcesz. Gdybyś miał kłopoty to zawsze możesz mnie zawołać, a na pewno cię przyciągnę z powrotem do siebie.
____
Mogę jedynie zadać kilka tendencyjnych pytań:
1. Kim jest ten facet?
2. Jak do niego wrócić?
3. Skąd te jego spontaniczne odwiedziny? Są czymś prowokowane? Warunkowane?
4. Dlaczego czasami boję się do niego podejść, a on stoi jak cep i czeka, czeka... A czasami mnie przytula i się razem śmiejemy tylko dlatego, że jest nam ciepło i fajnie? Taka huśtawka.
5. Jakie „Forum [centrum] zawodowych graczy” do cholery?
Przypomniała mi sie piosenka Eldo - Chodź ze mną i jej słowa "Zawołaj mnie a będę, ruszymy gdzieś, choć sam nie wiem dokąd jeszcze..."
PS Nie gram w Tibie -.-
_________________